Od Anubisa CD. Urlicha

    Wyciągnij wnioski i zejdź mi z oczu. Puszył się, jakby był wielmożnym władcą tych terenów, a Anubis niczym więcej jak jego marnym sługusem, który nie wykonał poprawnie polecenia.
    Czarno-biały skulił ze złością uszy i wlepił wzrok w sztywno stojącego samca, w ciszy analizując własne możliwości. Był niższy i drobniej zbudowany niż rywal. Rozum podpowiadał mu, aby nie robić nic głupiego i po prostu odejść, nie szarpiąc sobie nerwów, gniew przyćmił jednak resztki zdrowego rozsądku.
    Zjeżył się i zawarczał, a mięśnie pod jego skórą zadrgały. Owczarek, który już wcześniej wyglądał na przygotowanego do ewentualnego ataku, obnażył ostrzegawczo zęby, jakby radził mieszańcowi raz jeszcze przemyśleć podjętą decyzję, ale ten był zbyt oślepiony własną furią, aby się wycofać. Wybił się mocno z tylnych łap i doskoczył do przeciwnika, próbując wczepić się zębami w jego kark. Biały uskoczył w odpowiednim momencie i posłał Anubisowi rozjuszone spojrzenie, które wręcz mówiło samo za siebie "miarka się przebrała".
    Powietrze w akompaniamencie trzeszczącego pod łapami śniegu przeszywały warkoty obu samców.
    Masywniejszy z nich ruszył naprzód z szeroko otwartym pyskiem i spróbował złapać rywala za krtań, ten jednak pochylając zwinnie szyję, odwrócił się i ich boki się zderzyły. Ten kąt, zgodnie z planem, byłby w stanie osłabić uścisk szczęk owczarka, gdyby zdołał ugryźć.
    Choć strażnik ochronił grdykę, poczuł jak kły zatapiają się w jego skórze nad barkiem. Zmarszczył nos, a mimowolne syknięcie wyrwało się z jego gardła. Wyczuł ciepło, jak i sam zapach krwi, która skleiła ciemną sierść.
    Wyszarpnął się Białemu. Gdyby chwycił go za skórę na karku, miałby z tym większy problem, jednak miejsce w okolicach łopatek dawało słabe oparcie dla uścisku.
    Obcy kłapnął zębami tuż obok żuchwy Anubisa, który zdążył odsunąć się na tyle szybko, aby uniknąć kolejnego spotkania z jego kłami. Młody samiec szybko zebrawszy się w sobie, wykorzystał chwilową niekoherencję przeciwnika po chybionym ataku i szukając najłatwiej dostępnego punktu, złapał zębami za jego tylną łapę. Usłyszał głuche warknięcie, które spłoszyło ptaki, a sam poczuł metaliczny posmak krwi w pysku. Nim jednak zdążył porządnie zacisnąć szczęki, obcy wygiął się i wgryzł na krótko w jego szyję, przez co Anubis machinalnie popuścił chwyt. Wtedy też nieprzyjaciel wykorzystał okazję, wyrwał kończynę i kopnął go w pysk.
    Mieszaniec zatoczył się do tyłu i odkaszlnął, zostawiwszy na śniegu plamy szkarłatnej cieczy. Stał przez chwilę z opuszczoną głową, próbując wyrównać oddech. Najwyraźniej jego przeciwnik uznał to za jednoznaczne z poddaniem się. A więc tkwił w błędzie.
    — Masz już dość? — prychnął i pokręcił z politowaniem pyskiem.
    Anubis popatrzył na niego spode łba. Po jego tylnej łapie spływała stróżka krwi. Masz szczęście, że nie przegryzłem ci ścięgna, warknął w myślach Czarno-biały, po czym wyprostował się i uśmiechnął, choć w jego żyłach buzowała adrenalina. Przytaknął w odpowiedzi na słowa towarzysza.
    — Nie doceniłem twoich możliwości — przyznał. — Sprałeś mi tyłek. I to nieźle.
    Jak stwierdził, błędnie czy też nie, ciało owczarka odrobinę się rozluźniło.
    — Ale ty również mnie nie doceniłeś — dodał nagle strażnik, a jego oczy wręcz zapłonęły dzikością. 
    Ponownie rzucił się na Białego. Otoczył jego szyję przednimi kończynami i poczęstował kłami miejsce nad łopatkami. Szarpali się chwilę, gryząc nawzajem gdzie popadnie, nie oszczędzali nawet swoich uszu i kuf, byleby zadać sobie ból, aż w pewnym momencie owczarkowi udało się odepchnąć od siebie przeciwnika.
    Anubis runął na ziemię i dopiero teraz poczuł, jak niemiłosiernie pieką go miejsca, w które wcześniej wgryzł się nieznajomy. Sapnął ciężko i otarł łapą krew wypływającą mu z nosa. Był już gotów, aby się dźwignąć i wstać, ale wrogi pies doskoczył do niego i przyszpilił do ziemi.
    — Głupi dzieciak. To było do przewidzenia — wycharczał, obnażając zęby tuż przy jego krtani. — Powinienem cię zabić.
    Strażnik zmrużył oczy i ostatkami sił spróbował odepchnąć samca tylnymi kończynami, tamten był jednak zbyt ciężki. Odpuścił więc i zajrzał mu w ślepia, sam nie wiedząc, czy pogodził się już z wizją śmierci, czy z głupią nadzieją czeka na nagłe olśnienie i wymyślenie sposobu na oswobodzenie.

Ulrich?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette