Pies analizował słowa nowej, hm, znajomej? Cóż, to chyba zbyt wiele jak na określenie suczki, z którą rozmawiał parę minut. Postaci, która swoim spojrzeniem wierciła mu dziurę w brzuchu i w tamtej chwili wszystko wskazywało na to, że nie miała zamiaru odpuścić.
- Och - westchnął ciężko. - Ależ moja droga, wszystko wydaje się być proste i klarowne, natomiast ja dostrzegam pewną wadę twojej propozycji - z trudem powstrzymywał uśmiech, który mimowolnie wkradał się na usta białego czarta.
Suczka zmarszczyła delikatnie brwi, a cały dotychczasowy optymizm opuścił jej ciało. Być może dosięgła ją pewna myśl, a mianowicie - Ulrich mógł przegrać bitwę, ale gra wciąż trwa, a dopóki tak jest, on się nie podda. Wszak ważne jest nie to jak się zaczyna, a to jak się kończy, prawda?
- Jaką? - zapytała w końcu, a jej ton przeszyty był nieufnością.
Owczarek podniósł się na równe nogi. Niby od niechcenia zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę. Zina nie powinna się obawiać, bowiem ruch ten wynikał tylko i wyłącznie z zimna, które dosięgło i naszego bohatera. Ileż można siedzieć na tym zdradzieckim puchu? Strażniczka musiała to doskonale rozumieć, nawet nie drgnęła, gdy najemnik postanowił rozruszać nieco zastałe mięśnie.
- Nie do końca rozumiem - wyznał zatrzymując się kilka centymetrów przed suką, kiedy gorąca krew, pobudzona ruchem, dotarła do wszystkich wychłodzonych miejsc, a Ulrich poczuł się znacznie lepiej.
- Na czym owa przysługa miałaby polegać. - Wyznał patrząc jej prosto w oczy. - Jak już wspomniałem, jestem Najemnikiem, a więc w moim mniemaniu, dość obszernie władam różnymi umiejętnościami - w swej wypowiedzi wyraźnie zaakcentował słowo różnymi. - Jest więc coś czego nie potrafię, a ty mogłabyś mi to zaoferować?
Odwrócił się do niej tyłem, dając jej do zrozumienia, że nie czeka na odpowiedź. Ściślej rzecz ujmując, ta odpowiedź go po prostu nie interesowała, bo jak zawsze, był przekonany o swej nieomylności.
Rozejrzał się dookoła, wymiana zdań, choć krótka i raczej cicha najprawdopodobniej odstraszyła wszystkie zwierzęta w okolicy. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak dokończyć dzieła żywota wątpliwego bohatera leminga. Gryzoń nie uciekł daleko, jeśli pomiędzy krzewami nie znajdowała się żadna niespodzianka w postaci nory, sprawa nie była tak do końca przegrana.
- Zróbmy tak - ponownie przeniósł wzrok na Zinę, która choć podirytowana, wciąż dzielnie znosiła przedstawienie, jakim uraczył ją gość. - Potraktujemy to jako dalszy etap znajomości. Nie jestem aż tak zachłanny, aby wymagać zapłaty za polowanie, choć powinnaś mieć świadomość, że to jednorazowa sytuacja. Co więcej, jak już wspomniałem, nie sądzę abyś mogła mi się jakoś przysłużyć, choć i tu zastrzegam sobie prawo do ewentualnej pomyłki - na jego pysk wstąpił kwaśny grymas. Nie miał w zwyczaju przyznawać się do błędów, ale hej, uprzedzanie biegu wydarzeń to przecież zupełnie inna kwestia. I choć w danym momencie Zina była dla niego po prostu strażnikiem, psem, którego przyłapał na nieudanym polowaniu, a więc w sytuacji dla niej niekorzystnej, mogło się okazać, że będzie potrzebować jej pomocy. Mimo wszystko wolał najpierw dokładnie rozeznać się w sytuacji, zanim podejmie kolejne kroki. Zdobyć cenne informacje na temat członków, a może nawet coś jeszcze cenniejszego - znajomości. Tak, niewątpliwie było to coś, co spędzało sen z powiek najemnika. Brak powiązań to brak zleceń, a to z kolei prowadziło do nudy. On pragnął konkretnych emocji, czegoś, w co będzie mógł się zaangażować.
Trzeba więc było od czegoś zacząć, prawda?
- A więc, Zino, proponuję Ci ugodę, za porozumieniem stron, że się tak wyrażę - prychnął. - Wystraszysz tego małego gryzonia, wykurzysz go z jego kryjówki, a ja zajmę się resztą. Dopóki żadne z nas nie pełni roli łowcy, nie będziemy narażać się na niepotrzebne zadrapania i otarcia w tych krzewach, prawda? - uśmiechnął się słodko, tym razem grzecznie czekając na odpowiedź strażniczki.
Zina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz