Skinął łbem.
Resztę nocy spędzili razem, szwendając się po miasteczku, a Sven, chociaż ciężko w to uwierzyć, bawił się naprawdę dobrze. Czas, który poświęcił Reinie, pozwolił zapomnieć mu o ciążących na jego barkach wspomnieniach.
Promienie górującego słońca oblewały samca, kiedy ten, powolnym krokiem wracając do chatki, rozmyślał o mile spędzonych z tropicielką chwilach.
Pies zatrzymał się i rozejrzał. „Nadchodzi wiosna, wszystko budzi się do życia”, pomyślał. On również czuł się tak, jak gdyby właśnie zbudził się z zimowego snu, lecz próbował nie dopuścić do siebie tego wrażenia, doskonale wiedząc, czym jest spowodowane.
Kilka kolejnych dni wyglądało całkiem normalnie, nie było w nich niczego nadzwyczajnego. Sven wstawał, jadł i chodził na patrole, a po tym, jak wracał do domu, padał z łap, dzięki czemu nie miał czasu na rozmyślanie o podpalanej samicy o krótkiej sierści i jasnoniebieskich, przenikliwych oczach.
Z niemałym wzburzeniem przyjął od Erydy informację o tym, że dzisiaj ma wolne.
— Od dawna nie widziałam psa, który tak bardzo poświęcałby się swojemu stanowisku. Nie jesteś tym choć trochę zmęczony? — W ślepiach generał widoczne były iskierki rozbawienia. — Musisz odpocząć.
— Ale ja naprawdę...
— To rozkaz, Sven.
Wiedział, że Eryda jest uparta i nie odpuści, a poza tym, dowodziła nim, w związku z czym musiał wykonywać jej polecenia bez zająknięcia.
— Dobrze — warknął. — Ale jeżeli pod moją nieobecność wydarzy się coś złego, będzie to wyłącznie twoja wina.
Opuściwszy siedzibę wojska, przycupnął w rosnących nieopodal krzakach i westchnął.
— Hola, Sven! — Usłyszał. — Dlaczego się chowasz?
— Wcale się nie chowam — mruknął. — Po prostu chciałem... Chciałem pomyśleć.
— Nad czym? — Kiedy mieszaniec wyłonił się z roślinności, Reina usiadła obok niego. — Masz jakiś problem?
— Nie. Co tu właściwie robisz?
Reino?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz