Od Koemedagg CD. Cheopsa

              Sunia przełknęła nieco ciężej ślinę obserwując jak basior nieco się uspokaja po tym, jak Cheops do niego podszedł wyjaśniając poniekąd własne intencje. Obawiała się, że wilk zaraz skoczy na niego i rozszarpie; ten jednak zdał sobie najwyraźniej sprawę z tego, że zarówno obrońca jak i młoda suczka nie chcą zrobić mu krzywdy - a pomóc.
              — Spokojnie, chcemy ci pomóc — zaczął Cheops mówiąc powoli i dokładnie. Chciał mieć zapewne pewność, że każde jego słowo docierało do wilka.
              — Muszę spojrzeć na twoją ranę — dołączyła się pielęgniarka, posyłając w kierunku starszego basiora spokojny, łagodny uśmiech a jej ciepłe spojrzenie skrzyżowało się z tym jego; zmęczonym i przerażonym. Pysk wilka stopniowo łagodniał, aż ponownie schował kły i nieznacznie się rozluźnił, najwyraźniej akceptując ofertę złożoną mu przez dwa psy. Cieszyło to beżowo-niebieską z dwóch powodów; łatwiej pracuje się z kimś, kto faktycznie chce otrzymać pomoc oraz...Zażegnali tym samym zagrożenie i istniała szansa, że wrócą cali i zdrowi zarówno do szpitala, jak i do własnego życia po tym jak basior go opuści. 
              — Trzeba zabrać go do szpitala, prawda? — usłyszała głos obrońcy i z cichym mruknięciem skinęła mu łebkiem.
              — Bez najpotrzebniejszych rzeczy nie będę w stanie mu pomóc — dodała po chwili namysłu. Nie zabrała ze sobą nic co mogłoby się teraz przydać; szła z przekonaniem, że akurat dzisiaj nic się nie wydarzy i może na moment zostawić za sobą bycie pielęgniarką. Jak widać pomyliła się i jej fach znów dał o sobie znać. Czy była o to zła? Nie w taki sposób jakby mogła. Była zła na siebie, że się jednak nie przygotowała i nie posłuchała wewnętrznego głosiku intuicji, który zabraniał jej traktowania patrolu jak zwykłego lekkiego spacerku. Po tym podeszła bliżej basiora i delikatnie dotknęła nosem jego policzka, chcąc tym samym go nieco uspokoić. Mimo opuszczenia warg i nieco łagodniejszego spojrzenia dalej był widocznie spięty i niepewny swojej sytuacji. 
              — Zaprowadzimy cię do szpitala, dobrze? — zapytała łagodnym, wręcz troskliwym tonem spoglądając prosto w ślepia starszego wilka oczekując jego odpowiedzi. Nie mogli zabrać go ta siłą z...kilku powodów. Basior po chwili otworzył delikatnie posiwiały pysk, a wraz z tym odruchem wypłynęło ochrypłe słowo:
              — Dobrze — młodziutka pielęgniarka uśmiechnęła się łagodnie, a kiedy basior zakasłał przenosząc tym samym spojrzenie na Cheopsa, Koe szybko przejechała spojrzeniem po jego ciele lokalizując ranę który zapach ją zaalarmował. Znajdowała się na grzbiecie wilka, a zaczynała się od jego barku, gdzie posklejana od zaschniętej krwi sierść i spore jej ubytki jasno wskazywały, że starzec musiał wdać się w jakąś nieprzychylną mu potyczkę. Podpalany doberman również zbliżył się do drugiego boku basiora oferując mu pomóc w poruszaniu się, którą ten przyjął bez zająknięcia. Koemedagg wolała nawet nie myśleć ile bólu i cierpienia musiała przynosić ta zainfekowana rana.
              — Idziemy? — słysząc zapytanie, pokiwała łbem i ruszyli z powrotem w kierunku osady.

              Nagłe sprowadzenie basiora nie obeszło się bez zdziwionych spojrzeń i zaalarmowanych psów. Koemedagg jednak nie zamierzała się wycofywać z zaproponowanej pomocy i jak tylko doszli do wolnej sali, zabrała się za opatrywanie ran przyprowadzonego do szpitala basiora. 
              — Cheops, czy mógłbyś przynieść mi trochę mchu z wodą? — mruknęła pochylając się nad paskudne wyglądającą raną, która zdecydowanie potrzebowała oczyszczenia. Gdy obrońca się zgodził i szybko wybył z sali, pielęgniarka podała swojemu przypadkowemu pacjentowi coś na zmniejszenie bólu i zabrała się do przygotowywania potrzebnych leków uważnie dobierając ich ilość, aby przypadkiem nie wykorzystać zbyt wiele; potrzebujący wilk, potrzebującym wilkiem, jednak nie mogło się to niestety zbyt mocno odbić na zapasach sfory. Gdy doberman wrócił z tym  co prosiła, podziękowała krótko i wzięła się do roboty w skupieniu oczyszczając ranę na moment wypraszając obrońcę z pokoju.
              Po dłuższym czasie zakładania opatrunku wysunęła się z sali zamykając za sobą drzwi z ciężkim westchnięciem, jednak jej mordka była pokryta łagodną i lekką maską.
— Chyba żadne z nas nie spodziewało się takiego finału, prawda? — zażartowała w jego kierunku z pogodnym uśmiechem.

[ Cheops? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette