Strażniczka spoglądała przez chwilę na śnieżnobiałego psa, pozwalając sobie
na krótki moment samozadowolenia z tej drobnej wygranej, którą starała
się przykryć wcześniejszą kompromitację. Zaraz jednak przysiadła na
ziemi, poddając uprzednie uczucie drobnej nucie ciekawości.
— Jestem Zina, strażniczka — odezwała się.
— To jakaś tutejsza tradycja? Przedstawianie się z uwzględnieniem swojej posady? — nieznajomy uniósł nieznacznie brew.
Po cichu odnotowała fakt, że najpewniej również jest tu nowy.
— Nie, ale liczę, że odwdzięczysz się tym samym i zaspokoisz moją
ciekawość — odparła wprost.
— Ulrich, najemnik — przedstawił się wreszcie, poświęcając uprzednio
kilka sekund by otaksować samicę wzrokiem. Zdawało się, że właśnie to
stanowiło główną formę ich komunikacji.
Zina skinęła pyskiem, jednak nim zdążyła odpowiedzieć, gdzieś za nią
rozległ się cichy pisk. Zastrzygła uszami, odruchowo odwracając głowę w
kierunku, z którego dobiegał znajomy dźwięk. Pomiędzy jałowymi,
pozbawionymi urodzajnej szaty krzewami majaczył zarys futrzastej kulki,
niedoszłej ofiary polowania. Gryzoń znajdował się daleko poza jej
zasięgiem, a jednak z godną podziwu bezczelnością rzucał pod jej adresem
wyniosłe spojrzenie. Co za tupet. Położyła po sobie uszy,
czując, jak sierść jeży się na jej karku. Mimo to mogła jedynie
obserwować, jak małe stworzenie znika gdzieś w odmętach białego puchu,
zadowolone z życia i zapewne napuszone dumą jak paw. Warknęła pod nosem
krótkie przekleństwo, które zaraz urozmaiciła kolejnymi, gdy jej złość
podjudzona została kpiącym prychnięciem dobiegającym zza jej pleców.
Podniosła się gwałtownie, uderzając łapą w warstwę białego puchu.
Chmurka drobnych śnieżynek zawirowała w powietrzu i osiadła na jej
sierści w postaci drobnych kryształków. Nie była pewna, czego właściwie
się spodziewała.
— Cholerny śnieg — mruknęła sama do siebie.
— Albo brak umiejętności myśliwskich — dorzucił Ulrich.
Zgromiła
go wzrokiem, jednak samiec nawet nie drgnął. Zamiast tego wyszczerzył
jedynie zęby w aroganckim uśmiechu. Dyskretnie, starając się zapanować
nad zbędnymi emocjami, wzięła głęboki wdech.
— Coś za bardzo cię to cieszy. Czyżbyś rekompensował sobie własne
kompleksy? — przechyliła lekko głowę, zgryźliwa wypowiedź gładko
spłynęła z jej języka i miała wyjątkowo słodki smak.
— Przeciwnie. Umiem świetnie polować — odpowiedział spokojnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
— Doprawdy? A więc zademonstruj swoje zdolności — ciągnęła, bynajmniej nie zamierzając się poddawać.
— Tak się składa, że nie jestem głodny. Polowanie byłoby bezcelowe.
— Może po prostu boisz się zbłaźnić? — zasugerowała, unosząc brwi.
Ulrich zmrużył lekko powieki, wpatrując się uważnie w nowo poznaną samicę.
— Próbujesz mnie wykorzystać do złapania ci obiadu?
— Taki mam plan — przyznała, zaś na jej pysku zamigotał przelotny uśmiech.
— Więc wybacz, ale nie — rzucił krótko, jednocześnie podnosząc się z miejsca. — Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
— Jesteś najemnikiem, tak? — strażniczka stanęła przed nim, prostując się. — W takim razie chcę cię wynająć do załatwienia mi świeżego mięsa.
Samiec
zamrugał szybko. Spojrzał na sukę z
mieszanką rozbawienia i politowania, jednak ta wpatrywała się w niego
niezrażona, zupełnie jakby sama odnajdywała w tej dziwnej dyskusji formę
rozrywki.
— Przyjmuję raczej inne zadania. I za to się płaci — prychnął z wyraźną kpiną w głosie.
— Zapłacę. Kiedyś. Przysługa za przysługę, klasyczny układ. Kto
wie, kiedy ci się przyda — wzruszyła ramionami, spoglądając na niego
nieomal wyzywająco. Podobała jej się ta drobna gierka na którą zdążyła
się uprzeć, więc brnęła w swoje. I tak w większości nikt nie upomina się o spłatę długu. — Więc jak?
Ulrich?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz