Mojito stał przy kanapie w salonie, wpatrując się w wybiegającą z jego domu Davonnę. Gdy suczka zniknęła z jego pola widzenia dało się usłyszeć tylko trzaśnięcie drzwi. Biały samiec potrząsnął głową, próbując przy tym obudzić się ze snu. Nie udawało mu się jednak. Do jego świadomości dotarło, iż to wszystko to nie był żaden sen.
Kątem oka dostrzegł lądującego na oparciu kanapy czarnego ptaka. Odwrócił pysk w jego stronę.
— Aega? — mruknął cicho biały pies.
— Coś nawyprawiał? — spytał kruk, patrząc na psa alfę podejrzliwie.
— Nic. — odparł Mojito, przenosząc wzrok na korytarz. — Chyba... — dodał ciszej, wzdychając przy tym.
— Nie wiem co się stało, ale lepiej żeby nie skończyło się to czymś tragicznym. — oznajmił, wzbijając się w górę. Mojito wodził za nim wzrokiem. — A teraz szykuj się. Mamy wizytę w koszarach. — dodał, wylatując z pomieszczenia.
Biały samiec nie miał dzisiaj ochoty na jakiegokolwiek rodzaju rozrywki przyszykowane dla niego przez czarnego ptaka. Westchnąwszy, ruszył w kierunku głównych drzwi jego domostwa, by po chwili ruszyć wraz z ptakiem do wcześniej wspomnianych koszar.
Jego głowę wciąż zaprzątały pewne myśli. Nie mógł się na niczym skupić, co nie umknęło uwadze Erato i Erydy.
— Gorzej się czujesz? — spytała beta. Mojito podniósł na nią wzrok, który wcześniej wbity był w kartkę papieru, leżącą przed nim na stole. — Nie słuchasz nas. — dodała po chwili, łapiąc kontakt wzrokowy z psem alfa.
— Fakt. — mruknął. — Czuję się dziś nie najlepiej. — wyjaśnił, kątem oka spoglądając na Aegę. Wyraz dziobu kruka nie spodobał się alfie. Ptak doskonale wiedział kiedy biały pies ściemnia. Na szczęście, suczki nie znały alfy tak dobrze jak jego majordomus.
— Może załatwimy to gdy poczujesz się lepiej. — wtrąciła Eryda. — Nie jesteśmy w stanie do niczego dojść w tym wypadku. Wróć do domu. — położyła mu łapę na ramieniu. Mojito uśmiechnął się do suczek, a Aega zdecydował się przeprosić je za niedyspozycję psa alfa.
Mojito nie miał zamiaru wracać do domu, co prędko dostrzegł goniący go w powietrzu kruk.
— Panie, ale dom jest w przeciwnym kierunku. — usłyszał nad sobą.
— W takim razie wracaj do niego. — warknął. — Ja mam jeszcze coś do załatwienia. — przyspieszył kroku, teraz niemal biegł. Kruk nie namawiał psa na powrót. Odpuścił szybciej niż zwykle, co zadowoliło psa.
Pies wparował do szpitala, w którego holu stała Maerose wraz z Ezechielem. Mae przeprosiła lekarza i odwróciła się w kierunku swojego brata.
— Co jest? — spytała, podchodząc bliżej psa. — Mojito?
— Jest Davonna? — wysyczał. Mae popatrzyła na niego pytająco.
— Nie... — zastanowiła się przez chwilę. — Wzięła wolne na żądanie. — gdy suczka wypowiadała to zdanie, alfa odwrócił się w kierunku drzwi i już miał zamiar wyjść, gdy poczuł na swoim ramieniu łapę siostry. Odwrócił więc głowę w jej stronę. — A dlaczego o nią pytasz?
— Nie ważne. — zabrał jej łapę ze swojego ramienia i wyszedł. Od razu skierował się w stronę domostwa suczki o czarnej sierści.
Dotarł tam szybciej niż mu się wcześniej wydawało. Droga była jakby krótsza niż ostatnio. Stanął przed drzwiami i doznał chwili zawahania. Stał tak z uniesioną w górze prawą łapą, zastanawiając się czy zapukać. Na chwilę ją opuścił, po chwili jednak zdecydowanym ruchem znów ją podniósł by ostatecznie zapukać do drzwi. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się. Ujrzał czarną suczkę, która momentalnie chciała zamknąć drzwi przed nim. Ten jednak zablokował je swoją łapą.
— Davonna... — zaczął, wpatrując się w stojącą przed nim ze spuszczonym pyskiem lekarkę. — Będziesz musiała się przebadać. — wycedził przez zęby. — Teraz jeszcze za wcześnie, ale muszę wiedzieć... Oboje musimy. — ostatnie zdanie niemal nie przeszło mu przez gardło.
< Davonna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz