Od Davonny CD. Mojito

  Jakie jej zdziwienie towarzyszyło, kiedy obudziła się w nie swoim domostwie, tylko u samca Alfa. Początkowo myślała, że może z powodu wypicia zbyt dużej ilości wina przenocowała u Mojito. Niestety jej przypuszczenia okazały się błędne. Bo ów nocowanie mogło nie przebiec tak, jak sądziła.
  Wydarzenia z tamtego wieczora pozostawiły w głowie Davonny jedynie poplątany film. Nicość zawładnęła jej wspomnieniami, aż wreszcie przypomniała sobie o tym jednym incydencie, który wypłynął bezpośrednio z jej strony. Ich pocałunku.
  Nie chciała wierzyć w to, że wraz z Mojito mogła zrobić coś, co znacznie odbiegało od koleżeńskich relacji. Na myśl o tym aż ogarniał ją strach i może pewnego rodzaju obrzydzenie do samej siebie.
  — Boję się... — zaczął. — Boję się, że posunęliśmy się o krok za daleko. — wbił swój wzrok w sufit. — Na pewno nic nie pamiętasz? — spytał raz jeszcze.
  W ślepiach Davonny błysnął strach, zjawiły się w nich nawet łzy, których nie chciała tak prędko uwalniać. Spojrzała w górę i zamknęła oczy, biorąc parę wdechów.
  Po chwili spojrzała na wyczekującego jej odpowiedzi Mojito.
— Ja... — zająkała się, spuszczając wzrok na podłogę. — Nie — westchnęła, czując ciężar w sercu, momentalnie uciekając wzrokiem na bok.
  Tak naprawdę poplątaną taśmę udało jej się poskładać w odpowiedniej kolejności. Wiedziała, co zrobili, chociaż pragnęła uwierzyć, że to tylko wyobraźnia spłatała jej figla, nawet jeśli ciało zdradzało zupełnie co innego. Tak bardzo chciała uwierzyć, że między nią, a Mojito do niczego, poza tym nieszczęsnym pocałunkiem, nie doszło. Mogli przecież tylko zasnąć obok siebie, nie musieli nic robić. Jasne, złudne nadzieje.
  Oddech suki znacznie przyspieszył, był nawet nieco spanikowany.
Serce waliło jej jak oszalałe, że aż myślała, że biały samiec może je słyszeć.
— Davonna? — usłyszała. Samiec spoglądał na nią podejrzliwie.
— Ja... przepraszam! — nie kryła już swojej paniki i wstydu. Doskonale wiedziała, że wina leży po jej stronie. Po co prosiłaś o to cholerne wino?!
  Uwolniła łzy, a z jej pyska słychać było szloch.
— To moja wina — wyszlochała, nie mając pojęcia, czy Mojito cokolwiek zrozumiał z jej bełkotu.
— Spokojnie...— zaczął, ale nie dokończył.
   Lekarka jak poparzona zeskoczyła z kanapy, bojąc się spojrzeć na Mojito.
— Ja chce wyjść — oznajmiła roztrzęsiona. Każdy skrawek jej mięśni drżał, a ona kompletnie nie potrafiła ich uspokoić.
— Tak bardzo przepraszam... — wyszeptała zrozpaczona.
  Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie czekała na reakcje Mojito, po prostu biegiem ruszyła do wyjścia, chcąc uciec jak najdalej.

Mojito?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette