Floki, dumny z tego, że jest pełnoprawnym członkiem Północnych Krańców, objął sobie za cel nawiązanie kontaktów wśród pobratymców, a z racji tego, że został już dwa razy przepędzony przez negatywnie nastawionych do niego samców, postanowił tym razem spróbować w młodszym od siebie o kilka lat gronie.
Padło na samca, niebieskookiego szczeniaka, który — zgodnie z tym, co mówiła Koemedagg — na świat przyszedł nie tak dawno.
Młody mieszaniec często przesiadywał na niewielkiej wysepce, mieszczącej na sobie psi szpital, siedzibę wojska, bunkier, ośrodek adopcyjny i szkołę. Tak było i tym razem; szczenię siedziało, wpatrując się w nieruchomą taflę wody, przebijaną przez promienie górującego słońca.
Floki pomyślał, że to szansa od bogów i ruszył w kierunku psiaka, zwinnie omijając kałuże powstałe po wczorajszym deszczu.
— Czekasz na kogoś? — Samiec zwrócił się do młodziaka z pytaniem, na które tak naprawdę znał odpowiedź. — A może potrzebujesz pomocy?
— Ja... Ja? — Szczeniak odwrócił się w kierunku starszego psa, obrzucając go nieco nieobecnym spojrzeniem. — Nie... Chyba.
— Och, to... To dobrze. Ja też jestem członkiem Północnych Krańców, wiesz? — Samiec uśmiechnął się i przycupnął obok syna Davonny. — Mam na imię Floki.
Pies myślał, że samczyk także zdradzi swe miano, jednak odpowiedziała mu cisza, okazjonalnie przerywana ptasim świergotem. „Może nie został nazwany”, przeszło Flokiemu przez myśl. „Nie, to niemożliwe. Każdy ma jakieś imię”.
— Pływałeś kiedyś? — Samiec podszedł do wody i zanurzył w niej dwie przednie łapy. — O, ciepła — mruknął zdziwiony. — Spróbuj.
Młodziak ruszył w kierunku Flokiego, który posłał bezsłowną modlitwę Aegirowi i Rán. „Jeżeli się utopi, jego rodzice z pewnością mi tego nie wybaczą”.
Cyklamen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz