Gdy tylko stanęła na własnych
łapach, odezwał się każdy element jej organizmu, który ucierpiał podczas
sztormu i bliżej nieokreślonych wydarzeń, jakie rozgrywały się gdzieś w
morskich odmętach, zanim fale wyrzuciły jej na wpół martwe ciało na
brzeg. Po raz kolejny zaklęła, choć musiała ograniczyć się do myśli. Na
języku wciąż czuła słoną wodę i wolała nie ryzykować zwrócenia
zawartości żołądka przy najmniejszym ruchu. Była przytomna oraz w
znacznej części świadoma. To już coś. Marznący deszcz osiadał na jej
sierści, mroźny wiatr wdzierał się do płuc, śnieg chrzęścił pod
skostniałymi z zimna i wyczerpania łapami. Zastanawiała się, jak daleko
zdołałaby dojść, gdyby nie opierała ciężaru ciała na nieznajomej samicy.
Zapewne uparcie wlokłaby się po ziemi tak długo, aż śmierć nie
upomniałaby się o cudem ocalałą żeglarkę. A jednak, wyglądało na to, że
los nie podejmował przypadkowych decyzji i skoro pozwolił jej żyć, tak
właśnie miało się stać.
Błądziła gdzieś myślami, nie będąc w stanie do końca zebrać myśli. Czuła
zbyt duży fizyczny dyskomfort, mieszankę bólu i wyczerpania, by zmuszać
się do zachowania pełnej przytomności. Zamiast tego skupiła się przez
moment na miejscu, do którego dotarli. Stanęły bowiem przed drewnianą chatką. Gdy tylko
przekroczyły próg, Zinę otuliło błogie, wręcz obezwładniające ciepło.
Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo drżała z zimna. Zostawiono ją na
kanapie przy kominku, a zaraz potem zaopatrzono w kilka warstw ciepłych
koców. Uwijanie się nieznajomej suczki rejestrowała jedynie częściowo,
jakby bez większego zainteresowania. Jej przyćmione zmysły skupiały się
na tańczących płomieniach, ich blasku oraz cieple. Miała ogromną ochotę
zamknąć oczy...
Po ostatnich
wydarzeniach jednak nie ufała swemu ciału na tyle, by mieć pewność że
jeszcze się obudzi, toteż odsunęła owe pragnienie na bok. Zamiast tego
omiotła wzrokiem pomieszczenie i, jak się domyślała, gospodynię, która
to właśnie postawiła przed nią kubek parującego napoju. Zina ostrożnie
uniosła go w powoli odżywających z odrętwienia łapach i pociągnęła długi
łyk. Tym razem gorąc wypełnił ją od środka. Nieomal westchnęła.
Rozgrzewała się powoli, lecz z każdą sekundą czuła, jak w jej ciało
powraca odrobina życia.
— Zaskakujące... — mruknęła nagle pod nosem, jakby sama do siebie.
— Co takiego? — nieznajoma zastrzygła uszami, spoglądając z pewną dozą
niezrozumienia na swego gościa, w którego wpatrywała się przez ostatnie
kilka minut.
— Że żyję —
sprecyzowała krótko Zina, nieomal wzruszając ramionami. Kiedy jednak
próbowała wykonać ten prosty gest, szarpnął nią nieprzyjemny dreszcz
przebiegający wzdłuż kręgosłupa i protestujących mięśni. Skrzywiła się. —
Zdaje się, że głównie dzięki tobie. Dziękuję — dodała po krótkiej
chwili, zaś w jej głosie wybrzmiewało zmęczenie i bezgraniczna szczerość.
[ Hebe? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz