Floki przechadzał się po lesie, co jakiś czas cicho wzdychając. Śnieg uśmierzał ból popękanych od chodzenia po górach opuszek, ale jednocześnie znacząco utrudniał poruszanie się.
Pies przystanął i wziął głęboki wdech, a kiedy powietrze opuściło jego nozdrza z cichym świstem, usiadł pod iglastym drzewem, zamykając oczy. Zmęczenie zawładnęło całym ciałem samca. Senność otuliła go tak, jak kruk czarnymi skrzydłami otula nowo narodzone pisklę.
Gdy się obudził, jego wilgotny nos wypełniał słodki zapach ziół. Początkowo myślał, że to koniec i walkirie przyzywają go do siebie, by mógł dniami toczyć bitwy i nocami zasiadać u boku Odyna. Otworzywszy ślepia, okazało się to jednak nieprawdą.
Stała przed nim młoda suczka o dwukolorowych oczach i długiej sierści, trzymająca w pysku zawiniątko z dużych, jasnozielonych liści.
— Czy tak właśnie wygląda Eir? — wyszeptał, oczarowany tym, jak pięknie nieznajoma samica wygląda w promieniach wschodzącego słońca.
Poczuwszy na sobie skonsternowane spojrzenie suki, samiec zastrzygł uszami i potrząsnął łbem.
— Przepraszam — mruknął. — Coś ci się stało?
— Nie. — Suczka, odłożywszy mały pakunek, pokręciła smukłym pyskiem, z zaciekawieniem przyglądając się Flokiemu. — Czy z tobą wszystko w porządku?
— Tak, oczywiście — odparł pies. — Musiałem się zdrzemnąć, by móc wyruszyć w dalszą drogę.
— A dokąd zmierzasz?
— Ja... Sam nie wiem. Tam, gdzie łapy poniosą. — Podrapał się za uchem.
— Czyli jesteś podróżnikiem?
Pies zamrugał, z zakłopotaniem oblizując pysk.
— Nie wiem, co to znaczy — mruknął, dodając po chwili: — Ale jeżeli masz na myśli to, że nie posiadam stałego miejsca zamieszkania, to tak, jestem podróżnikiem.
Samica uśmiechnęła się.
— Po co ci te zioła? — Wskazał łapą zawiniątko. — Tarzasz się w nich, by zamaskować swój zapach?
Koemedagg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz