Koemedagg z lekkim zaskoczeniem spojrzała na Svena, który zdawał się...Kompletnie źle zrozumieć jej słowa i chęci pomocy. W ciszy spoglądała jak pies coraz bardziej i bardziej zaczyna wrzeć sam w sobie aż w końcu:
— Myślisz, że sam sobie nie poradzę? — Zjeżył sierść na grzbiecie. — Najpierw wchodzisz do mojego legowiska bez pytania, a teraz śmiesz twierdzić, że potrzebuję pomocy od kogoś tak młodego i niedoświadczonego, jak ty?
Obnażył zęby i zaczął warczeć. Ten sygnał był dla suni jasny i lekko pochyliła łeb z cichym westchnięciem. Mimo to, jej pysk nie zmącił lęk, smutek czy złość. Dalej był pogodny i spokojny, pomimo tego, że Sven wykazywał się nie małym brakiem kultury w jej kierunku.
— Zjeżdżaj stąd.
— Dobrze — odparła krótko i odwróciła się wychodząc z jego domku tym samym wracając do szpitala by móc szybciej zająć się wcześniej wspomnianymi sprawami. Skoro Sven wolał boczyć się jak obrażone szczenię któremu podano niesmaczne leki, Koe nie chciała bardziej go denerwować i stwierdziła, że odwiedzi go jutro. Był przecież dorosłym i odpowiedzialnym strażnikiem; co mogło pójść nie tak?
Jak się okazało - naprawdę sporo. Nawet nie minął dzień, a Koemedagg dojrzała patrolującego strażnika w okolicy domków alfy bez...opatrunku. Pies miał naprawdę sporego pecha, że akurat sunia wracała z wykonywanych zajęć i dojrzała co ten robi. Zmrużyła dwubarwne ślepia i przekazała zebrane zioła idącej obok niej suni i sama ruszyła lekkim truchtem w kierunku strażnika. O dziwo - była zła. Pies nie dość, że sam narażał się na zakażenie kierowany najwyraźniej głupotą, to jeszcze zniszczył opatrunek.
— Strażniku Svenie! — usłyszał za sobą głos pielęgniarki, która darowała sobie łagodny ton, zatrzymała go i stanęła przed nim miażdżąc spojrzeniem.
— Co ty na Bogów wyprawiasz! — warknęła twardo, uderzając łapą o ziemię, na co pies otworzył nieco szerzej ślepia jakby kompletnie nie spodziewając się takiego tonu ze strony pielęgniarki. Zresztą, na jej wiecznie uśmiechniętej i łagodnej mordce również nie mógł dojrzeć wczorajszej dobroci, a jedynie najprawdziwszą złość wymalowaną nawet w dwubarwnych ślepiach. — Prosiłam, abyś nie uczestniczył w patrolach, zignorowałeś to, do tego zniszczyłeś opatrunek, a doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że z powodów pogody jest ciężej się zaopatrzyć w potrzebne zioła!
— Em, ja...
— CISZA. — syknęła. — Nie skończyłam. Jeżeli chcesz bawić się jak szczenię, będę traktować cię jak szczenię. NATYCHMIAST widzę cię w skrzydle szpitalnym na odnowienie opatrunku, a jeżeli sam tam nie pójdziesz, zaciągnę cię tam za uszy. Czy teraz się zrozumieliśmy, strażniku Svenie?
Strażnik sprawiał wrażenie kompletnie zdębiałego, a młoda pielęgniarka jedynie westchnęła i zmrużyła ślepia po czym bez słowa wyminęła go dając chyba jasny znak aby szedł za nią.
Gdy byli już w gabinecie, sunia nie odzywała się ani słowem do psa, który podniósł jej ciśnienie. Nie pierwszy raz miała do czynienia z tym, że ktoś zdejmował opatrunki przed czasem. W tym wypadku jednak łączyło się to z czymś, co najbardziej uderzyło w sunie i nie mogła od tak tego przemilczeć: pies najzwyczajniej ją zlekceważył. W milczeniu wybrała zioła, chwyciła łapę strażnika i zaczęła wylizywać okolice ranki.
[ Sven? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz