Scena,
którą córka Laverne i Enyaliosa dostrzegła za jedną z niezamieszkanych
do tej pory chatek, zdecydowanie miała w sobie choć trochę z komizmu
sytuacyjnego. Kulka miękkiej sierści, przypominająca bardziej spasionego
zająca niż psa, ujadała przeokropnie, sunąc przez prawie przerastające
ją śnieżne zaspy w kierunku dumnego ptaka siedzącego na wystającej z
białego puchu skale.
Erato
oczywiście dobrze znała obdarzoną przez los czarnymi jak smoła
skrzydłami istotę i nie wiedziała, czy bardziej ją bawił, czy
zniesmaczał fakt, że nowa członkini stada tak bezceremonialnie na niego
wyła. Aega oczywiście nie robił sobie z niej zbyt wiele, lecz odfrunął z
pełnym niezadowolenia i wzburzenia skrzekiem, gdy Hiekka znalazła się
bliżej niego, niż mu się to podobało.
— Spadaj stąd, kupo pierza! Żebym cię więcej tu nie widziała! — wygrażała jeszcze przez chwilę tropicielka.
Erato wywróciła oczami, a jej irytacja wzrosła, gdy to ona stała się nowym obiektem zainteresowania gadatliwej suczki.
Samica
Beta do tej pory nie miała pojęcia, że jakikolwiek pies może być w
stanie wyrzucać z siebie słowa z taką szybkością. Gdyby nie skupiła się
wystarczająco, zapewne do jej mózgu dotarłby jedynie jakiś bełkot,
zlepek na pierwszy rzut oka niepowiązanych ze sobą sylab.
Jeszcze
chwila paplania karlicy, a Erato w każdym momencie mogła zacząć boleć
głowa — co do tego miała pewność. Ratowało ją chyba już tylko to, że nie
miała ona tak piskliwego głosu, jakiego Beta spodziewała się u tak
małego psa.
—
Na twoim miejscu przy tym konkretnym ptaku powstrzymałabym zapędy. To
samo tyczy się zresztą również jego syna. Chyba dość łatwo ich
rozpoznać, to najlepiej wyglądające kruki w całej okolicy — zauważyła,
zanim odpowiedziała na pytania Hiekki.
— A co w nich niby tak wyjątkowego, hę?
—
Aega i Hugo to majordomusowie w posiadłości Alf. Już od pokoleń służą
naszym Alfom i, jak łatwo się domyślić, mogą mieć nawet więcej praw od
ciebie.
— Oj tam, ptaki jak ptaki — prychnęła niższa z samic, próbując zbyć swoją rozmówczynię.
—
Może i ptaki, ale jeśli za twoją sprawą spadnie im chociaż jedno piórko
z ogona, uciekałabym tam, gdzie pieprz rośnie, zanim doniosą Mojito kto
ich tak urządził — podsumowała ze śmiertelną powagą.
—
Dobra, czaję, trzymać się z daleka od czarnych ptaszysk — wymamrotała w
końcu tropicielka, brzmiąc tak, jakby jednak w ogóle nie miała zamiaru
stosować się do tej zasady.
—
Wracając do twoich wcześniejszych pytań: tak, jestem Erato, dobrze
kojarzysz — odparła w końcu, uśmiechając się delikatnie, bardziej ze
względu na to, że została dobrze wychowana przez rodziców niż dlatego,
że naprawdę miała na to ochotę. — Tu, na górze, prawdopodobnie jest
cieplej, w śniegu mam tylko łapy, nie brodzę w nim aż po brzuch, tak jak
ty — mruknęła, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie. — I,
ostatecznie przechodząc do tego pytania, które sama określiłaś jako to
najważniejsze, leci... — zaczęła, lecz skrzywiła się, zauważając jak
głupie dla siebie słownictwo powtarza za Hiekką. — U mnie wszystko w
porządku, dziękuję — zakończyła, nie czując potrzeby rozwijania swojej
wypowiedzi.
Przez
chwilę wahała się, czy zadać swej rozmówczyni to samo pytanie. Nie była
pewna, czy jest gotowa na to, by zostać zalana kolejną falą gadaniny.
Wiedziała jednak, że, jak sama Hiekka wcześniej zauważyła, była "tą
jedną z ważniejszych", co mimo wszystko do czegoś ją zobowiązywało. Nie
chciała też zdeptać wysiłku, jaki jej rodzice włożyli w wychowanie jej
na porządnego psa.
—
A jak u ciebie... — znowu się zawahała — leci? Jak ci się wiedzie na
nowym stanowisku i w ogóle w nowej społeczności? — uśmiechnęła się
delikatnie. Mimo swych obaw, że za chwilę zostanie zagadana na śmierć,
naprawdę ciekawiło ją to, jak w ich sforze powodziło się jej nowej
członkini.
Hiekko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz