Strażniczka wpatrywała się w
teatrzyk nowo poznanego psa z uniesionymi brwiami oraz mieszanką
irytacji i zażenowania pląsającą w jej płowych ślepiach. Chyba sama się o
to prosiła, prawda? Kiedy jednak już zaczęła układać w myślach
odpowiednią ripostę na każde jego słowo, kiedy nieomal zakosztowała
skonstruowanej wypowiedzi na języku, przerwała jej... Cisza. Dokładnie
ta, która nastąpiła w momencie gdy samiec zakończył swoją obszerną,
przesiąkniętą kpiną przemowę. Zmrużyła powieki, spoglądając z
zniesmaczeniem na jego przesłodzony uśmiech. Punkt dla ciebie, cwaniaczku.
— Zgoda — rzuciła po chwili, jednocześnie dla zaspokojenia własnej arogancji unosząc dumnie pysk.
Machnęła ogonem, wymijając najemnika i ostentacyjnie nie racząc go
choćby krótkim spojrzeniem. Zajęła się swoim prostym zadaniem, stawiając
sobie za cel wykonanie go sprawnie i szybko. Nie było to trudne. Z
nosem przy ziemi zakradła się do pobliskich krzewów, natychmiast
wyłapując trop pośród splątanych gałęzi. Chwyciła suchy pęd rośliny, po
czym szarpnęła nim gwałtownie. Rozległ się szelest, trzask drobnych
patyków i cichy odgłos śniegu gładko opadającego na ziemię. Gdzieś w
głębi wychwyciła również cichy, znajomy pisk. Szczeknęła, zaś na ten
dźwięk mała, puchata kulka zgrabnie wyplątała się ze swojego
bezpiecznego schronienia, gnając co sił w stronę "przeciwną do
zagrożenia".
Gdy
tylko Ulrich ruszył w pościg, Zina usiadła spokojnie na ziemi, czekając
na swój posiłek. Bezczelny gryzoń miał niewielkie szanse w starciu ze
zwinnym i wyjątkowo szybkim najemnikiem, który zręcznie manewrował
pośród leśnego labiryntu. Suka nachyliła się nieco, marszcząc brwi. Była
uważną obserwatorką. Zwróciła uwagę na umięśnione, zapewne wyćwiczone
ciało białego samca, jego precyzyjne ruchy, nienaganną koordynację oraz
technikę - miała świetny przykład do nauki. Zdawał się być
przyzwyczajony do trudnych, zimowych warunków, czym zyskiwał w swych
umiejętnościach przewagę. Na pewno też polował znacznie więcej. Skupiła
się zatem na drobnych detalach, które mogły usprawnić jej własne
zdolności i przydać się w kolejnych próbach; na tym, jak radził sobie ze
śniegiem, zlewającymi się kolorami i niestabilną powierzchnią.
Wystarczyła mu ledwie chwila, by schwytać swą ofiarę. Biedny leming zbyt
wcześnie cieszył się ocalonym życiem - nie zdążył nawet pisnąć, kiedy
kły zatapiały się w jego karku.
Zina podniosła się z ziemi, kierując się w stronę śnieżnobiałego samca.
Odczekała na odpowiedni moment, zaś gdy ten ledwie wypuścił z ust
upolowaną zwierzynę, sprawnym ruchem sprzątnęła mu ją tuż sprzed nosa.
Odsunęła się na kilka kroków, ułożyła wygodnie na śniegu i bez słowa
zabrała do spożywania posiłku. To nowy smak - przez większą część życia w
skład jej jadłospisu wchodziły głównie ryby czy też ludzkie jedzenie,
rzadko kiedy jadała świeże, surowe mięso. Musiała jednak przyznać, że
pomimo dziwnego, krwistego posmaku takowe urozmaicenie diety wyjątkowo
przypadło jej do gustu. Oblizała lekko zakrwawiony pysk, łapy wytarła w
śnieg. Wraz z napełnieniem żołądka poprawił się także jej humor.
— Skoro więc mamy już za sobą pierwszą przyjacielską przysługę, co
znajduje się dalej w repertuarze naszego rozwijania... Jak to nazwałeś? Coś z
etapami znajomości, nieistotne — zerknęła przelotnie na najemnika,
mimowolnie unosząc brwi. — Spacer? Nie znam tych terenów zbyt dobrze,
ale zdaje się, że ty też nie. Jak już tu jestem to może warto chociaż
pozwiedzać — mruknęła, jakby sama do siebie. Zaraz jednak ponownie
skupiła swoją uwagę na rozmówcy. — To jak? Nad morze? Do miasta? Przed siebie licząc, że natrafimy na coś ciekawego?
Ulrich?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz