Od Ziny CD. Ulricha

     Strażniczka wpatrywała się w teatrzyk nowo poznanego psa z uniesionymi brwiami oraz mieszanką irytacji i zażenowania pląsającą w jej płowych ślepiach. Chyba sama się o to prosiła, prawda? Kiedy jednak już zaczęła układać w myślach odpowiednią ripostę na każde jego słowo, kiedy nieomal zakosztowała skonstruowanej wypowiedzi na języku, przerwała jej... Cisza. Dokładnie ta, która nastąpiła w momencie gdy samiec zakończył swoją obszerną, przesiąkniętą kpiną przemowę. Zmrużyła powieki, spoglądając z zniesmaczeniem na jego przesłodzony uśmiech. Punkt dla ciebie, cwaniaczku.
     — Zgoda — rzuciła po chwili, jednocześnie dla zaspokojenia własnej arogancji unosząc dumnie pysk.
     Machnęła ogonem, wymijając najemnika i ostentacyjnie nie racząc go choćby krótkim spojrzeniem. Zajęła się swoim prostym zadaniem, stawiając sobie za cel wykonanie go sprawnie i szybko. Nie było to trudne. Z nosem przy ziemi zakradła się do pobliskich krzewów, natychmiast wyłapując trop pośród splątanych gałęzi. Chwyciła suchy pęd rośliny, po czym szarpnęła nim gwałtownie. Rozległ się szelest, trzask drobnych patyków i cichy odgłos śniegu gładko opadającego na ziemię. Gdzieś w głębi wychwyciła również cichy, znajomy pisk. Szczeknęła, zaś na ten dźwięk mała, puchata kulka zgrabnie wyplątała się ze swojego bezpiecznego schronienia, gnając co sił w stronę "przeciwną do zagrożenia".
     Gdy tylko Ulrich ruszył w pościg, Zina usiadła spokojnie na ziemi, czekając na swój posiłek. Bezczelny gryzoń miał niewielkie szanse w starciu ze zwinnym i wyjątkowo szybkim najemnikiem, który zręcznie manewrował pośród leśnego labiryntu. Suka nachyliła się nieco, marszcząc brwi. Była uważną obserwatorką. Zwróciła uwagę na umięśnione, zapewne wyćwiczone ciało białego samca, jego precyzyjne ruchy, nienaganną koordynację oraz technikę - miała świetny przykład do nauki. Zdawał się być przyzwyczajony do trudnych, zimowych warunków, czym zyskiwał w swych umiejętnościach przewagę. Na pewno też polował znacznie więcej. Skupiła się zatem na drobnych detalach, które mogły usprawnić jej własne zdolności i przydać się w kolejnych próbach; na tym, jak radził sobie ze śniegiem, zlewającymi się kolorami i niestabilną powierzchnią. Wystarczyła mu ledwie chwila, by schwytać swą ofiarę. Biedny leming zbyt wcześnie cieszył się ocalonym życiem - nie zdążył nawet pisnąć, kiedy kły zatapiały się w jego karku.
     Zina podniosła się z ziemi, kierując się w stronę śnieżnobiałego samca. Odczekała na odpowiedni moment, zaś gdy ten ledwie wypuścił z ust upolowaną zwierzynę, sprawnym ruchem sprzątnęła mu ją tuż sprzed nosa. Odsunęła się na kilka kroków, ułożyła wygodnie na śniegu i bez słowa zabrała do spożywania posiłku. To nowy smak - przez większą część życia w skład jej jadłospisu wchodziły głównie ryby czy też ludzkie jedzenie, rzadko kiedy jadała świeże, surowe mięso. Musiała jednak przyznać, że pomimo dziwnego, krwistego posmaku takowe urozmaicenie diety wyjątkowo przypadło jej do gustu. Oblizała lekko zakrwawiony pysk, łapy wytarła w śnieg. Wraz z napełnieniem żołądka poprawił się także jej humor. 
     — Skoro więc mamy już za sobą pierwszą przyjacielską przysługę, co znajduje się dalej w repertuarze naszego rozwijania... Jak to nazwałeś? Coś z etapami znajomości, nieistotne — zerknęła przelotnie na najemnika, mimowolnie unosząc brwi. — Spacer? Nie znam tych terenów zbyt dobrze, ale zdaje się, że ty też nie. Jak już tu jestem to może warto chociaż pozwiedzać — mruknęła, jakby sama do siebie. Zaraz jednak ponownie skupiła swoją uwagę na rozmówcy. — To jak? Nad morze? Do miasta? Przed siebie licząc, że natrafimy na coś ciekawego?

Ulrich?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette