— „Boska komedia”, Dante Alighieri — odezwała się nagle Vesper po kilku minutach obustronnego milczenia.
W
całym pomieszczeniu unosił się zapach ziołowego naparu, kojący,
odprężający. Być może to on sprawił, że reakcja Beatrice na wyznanie
nieco od niej młodszej samicy była silniejsza, niż zapewne powinna
być.
„Przeszukałam spory kawał
biblioteki w jego poszukiwaniu”. Z jakiegoś powodu rudowłosa samica
uparcie przeszukiwała dziesiątki, a może nawet i setki ksiąg w
poszukiwaniu tego jednego imienia — jej imienia.
Oczywiście
wiedziała, że to nie musiało dotyczyć bezpośrednio jej samej. Włoskie
imię, jej skromnym zdaniem całkiem dźwięczne, mogło być dla suczki tylko
ładnym słowem, zasłyszanym gdzieś, a teraz ponownie odkrytym za sprawą
pomysłu rodziców Bice, by nazwać swą córką tak, a nie inaczej. Pozwalała
sobie jednak liczyć na to, że wytrwałość, z jaką Vesper go poszukiwała,
mogło łączyć się ze słabo znaną rudej samicy sanitariuszką.
—
Miło cię znowu widzieć — dodała pełniąca funkcję szpiega wojskowa po
kolejnych minutach ciszy, które Bea wypełniła sobie wręcz gorączkowymi
rozmyśleniami. — Trochę minęło, co?
Na
pysku Beatrice mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Nie była
pewna, czy słowa Vesper ją rozbawiły, czy, być może, w jakimś stopniu
wzruszyły. Tak, zdecydowanie trochę minęło. Miedzianowłosa suczka
zniknęła, opuszczając tereny sfory, by powrócić na nie jakiś czas
później z nowymi obrażeniami i, zapewne, ciekawymi doświadczeniami. A
ona, Bice, przez cały czas tkwiła tutaj, nie mając w sobie wystarczająco
dużo odwagi, by podjąć podobną decyzję.
—
Tak, to prawda — uśmiechnęła się delikatnie, być może z odrobiną
smutku. — Niektórzy tu przybyli, inni odeszli. Zmarł Makbeth, były
samiec Alfa. Zdążyło nam tu nawet wyrosnąć nowe pokolenie. Młodzi Alfa,
Beta i Gamma przejęli władzę po swoich rodzicach, ich rodzeństwo i
przyjaciele również.
A ona nadal tkwiła w miejscu, jedynie coraz bardziej się starzejąc.
— A Hebe? — spytała nagle samica.
—
Córka Bet? Ona również dorosła, została łowcą, podobno świetnym —
uśmiechnęła się delikatnie. — Ktoś mi chyba niedawno powiedział, że coś
iskrzy między nią a naszym młodym samcem Alfa, Mojito — skrzywiła się
delikatnie. — Skomplikowana sytuacja.
— Skomplikowana? Dlaczego? — zainteresowała się jej pacjentka.
—
Davonna, siostra Earla, młodego Gammy, niedawno urodziła syna. Syna,
którego ojcem jest właśnie Mojito. Z tego, co zrozumiałam, chyba nie
zamierzają się za sobą wiązać, a mały Cyklamen nie ma prawa do przejęcia
tytułu po ojcu. Chyba nawet nie ma tytułu oficjalnego potomka —
mruknęła, czując falę sporego współczucia względem szczenięcia.
— I skąd w tej całej mieszance Hebe? — wtrąciła się Vesper, najwyraźniej coraz bardziej pochłonięta sforowymi plotkami.
—
A bo ja wiem? — roześmiała się Beatrice. — Chyba przyjaźniła się z
Mojito, jak byli jeszcze szczeniakami. Nie wiem, czy coś do siebie czują
i czy rzeczywiście kiedyś staną się parą — pokręciła głową. — Problemy
sercowe młodzików — prychnęła, próbując dodać sobie dramaturgii i, tym
samym, jeszcze lepiej zająć swoją rozmówczynię.
— Pozostali z tego nowego pokolenia też mają takie problemy? — spytała Vesper, uśmiechając się delikatnie.
—
Chyba nie aż takie. Erato, Beta, nie ukrywa się specjalnie na
treningach ze swoimi uczuciami do syna Erydy, Concorde'a. Sama zresztą
chyba też nie jest mu obojętna. A jeszcze tak niedawno gotowi byli się
pozabijać. — Znowu pokręciła głową. — No cóż, miłość nie wybiera.
Przerwała na chwilę, by napić się swojej herbaty, która, do tej pory nietknięta, zdążyła już wystygnąć.
—
W szpitalu zresztą chyba też jest coś na rzeczy. Nie bywam tam
szczególnie często, ale pomiędzy Gammą, Earlem, a Maerose, córką Alf,
teraz ordynatorem, chyba coś jest na rzeczy.
— Jak tak dalej pójdzie, to przywództwo połączy nam się w jedną wielką rodzinę — zauważyła Ves.
—
Tylko biedny Ollie już coraz bardziej się starzeje, a ani nie ma
partnerki, ani potomstwa — zaznaczyła. — Jego posada pewnie przejdzie niedługo na kogoś
innego. Nie wszyscy mają szczęście w miłości — dodała na koniec, nieco
ciszej. — I to już chyba koniec plotek — dodała po chwili, ponownie upiwszy łyk coraz zimniejszej herbaty. — A ty? Gdzie byłaś przez ten cały czas? Co robiłaś? Skąd ta rana? — wyrzuciła z siebie potok pytań, zanim zdołała ugryźć się w język. — To znaczy... — Odchrząknęła. — Jeśli nie chcesz o tym opowiadać, zrozumiem.
Ves?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz