Od Earla CD. Maerose

     Nigdy nie widział Maerose w takim stanie – zawsze wyprostowana, opanowana suczka o błyszczącej sierści i pełnych determinacji oczach, teraz stała naprzeciw niego i płakała, wyrzuciwszy z siebie natłok, jak się domyślał, uwierających niczym setki drobnych szpileczek emocji. Jej skorupa pękła choć na moment i pierwszy raz w życiu mógł spostrzec fragment jej wnętrza, być po drugiej stronie muru, który wzniosła wokół siebie.
Zmieszany samiec próbował okazać jej odrobinę wsparcia poprzez dotyk, nie spodziewał się jednak, że chcąc przytulić sukę, oboje stracą równowagę. Choć próbowali jeszcze ratować się w locie, upadek był nieunikniony i pies Gamma wylądował nad leżącą na ziemi towarzyszką. Udało mu się oprzeć na ugiętych łapach i jej nie zmiażdżyć, za co dziękował sobie w głębi duszy.
Usłyszawszy perlisty śmiech, uchylił powieki, które chwilę wcześniej instynktownie zacisnął i ujrzał wpatrujące się w niego czekoladowe ślepia. Chichot suczki ucichł, a w pomieszczeniu zapadła cisza, w której słychać było tylko ich nierówne oddechy. I wtedy Maerose, ku jego zaskoczeniu, złączyła ich pyski w początkowo nieśmiałym pocałunku, aby już po chwili zrodziła się w nim desperacka wręcz żarliwość.
W pierwszym momencie każdy mięsień śnieżnobiałego psa został zablokowany w alarmującym spięciu, jednak po chwili jego ciało się rozluźniło, a sam samiec zdecydował się odwzajemnić pocałunek ordynatorki. Pozwolił, aby idylla rozpłynęła się po każdym członie jego organizmu, zawładnęła jego umysłem. Czuł na sobie jej przerywany oddech. I choć chciał, aby ta chwila i ten błogostan trwały wiecznie, trzeźwość i zdrowy rozsądek uderzyły w niego z impetem. Oderwał się od podpalanej samicy, kręcąc głową.
– To nie jest racjonalne, Maerose – mruknął szorstko i zastrzygł uszami, spotykając się z jej stropionym spojrzeniem. – Kieruje tobą rozpacz. Jesteś zmęczona i w żałobie. Nie myślisz trzeźwo – zacisnął zęby i popatrzył na nią z góry. – Idź do domu i odpocznij – dodał, po czym nie czekając na jej odpowiedź, opuścił gabinet.
Targały nim sprzeczne emocje. Był wściekły na samego siebie za dopuszczenie do tak niedorzecznej sytuacji. A z drugiej strony pragnął doświadczyć tego jeszcze raz. Pragnął tej ekstazy, która przyćmiła jego umysł i ogarnęła ciało.
A przede wszystkim pragnął jej.

    Przez kilka następnych dni unikał niepotrzebnego kontaktu z Maerose – na szpitalnych korytarzach mijali się bez słowa i rozmawiali jedynie na tematy spraw służbowych, jeśli zaszła taka potrzeba. Earl szybko zauważył jednak, że napięta atmosfera utrudnia pracę i był wręcz przekonany, że nie tylko jemu, ale i ordynatorce. Z początku liczył na to, że weźmie ona wolne, aby poukładać sobie w głowie pewne sprawy po śmierci ojca lub odwiedzi Lysandra, żeby on jej w tym pomógł, była to jednak tylko głupia nadzieja. Mógł to przewidzieć.
Suka większość czasu spędzała we własnym gabinecie, tego dnia złapał ją jednak w jednej z alei, wymieniającą zdania z jedyną w sforze pielęgniarką, Koemedagg. Ruszył niespiesznie w ich kierunku i stanął u boku Maerose. Przywitał się pogodnie z drugą znajomą suczką, po czym rzucił ordynatorce przelotne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że wszystko w porządku – zagaił łagodnie do obu samic, po czym dodał nieco ciszej: – Maerose, mógłbym prosić cię do mojego gabinetu?
Koemedagg zerknęła najpierw na przełożoną,  następnie na psa Gammę, po czym uśmiechnęła się przyjaźnie i przytaknęła na pożegnanie.
Podpalana suka wbiła w niego swoje zdumione spojrzenie, a gdy skinął sugestywnie głową w jednym z kierunków korytarza, ruszyła zdecydowanym krokiem do jego gabinetu.
Wszedł do pomieszczenia, wpuściwszy Maerose  pierwszą i zamknął za nimi drzwi, aby ich rozmowa nie dotarła do żadnego ciekawskiego ucha.
– Chyba powinniśmy porozmawiać o tym, co zaszło ostatnio – oznajmił bezpośrednio.
Miał wrażenie, błędne czy też nie, że po jej obliczu przebiegł cień zmieszania, ale nawet jeśli, to zaraz nie dała tego po sobie poznać. Patrzyła tylko wyczekująco na samca.
Chciał zacząć, coś powiedzieć, ale żadne słowa nie zdawały się być odpowiednimi, stał więc tylko naprzeciwko niej i wpatrywał się dłuższą chwilę w jej czekoladowe ślepia.
– Wiesz co? Chrzanić rozmowę – mruknął w końcu, po czym nieoczekiwanie złączył ich pyski w pocałunku.
Nie kierowała nim żadnego rodzaju miłość, a impuls i pragnienie. Chciał ponownie zatopić się w tej idylli, której nie czuł przy nikim innym.

 Maerose?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette