Wstrzymała oddech, gdy Concorde otworzył
pysk, by przemówić. Wypuściła go dopiero wtedy, gdy na jego pysku
zagościł uśmiech — delikatny, prawie niewidoczny, lecz z całą pewnością
prawdziwy. Słowa, które później usłyszała, sprawiały, że jej serce znowu
zabiło mocniej.
— Ryzykujemy, licząc, że się nie pozabijamy? — mruknął, uśmiechając się zadziornie.
Erato
chciała móc mu odpowiedzieć, lecz całe jej ciało wystąpiło przeciwko
niej. Rozkoszne dreszcze zaczęły przechodzić po jej kręgosłupie już
wtedy, kiedy podszedł do niej tak blisko, że bliżej już się chyba nie
dało. Gdy odrobinę podniósł jej pysk, ugięły się pod nią łapy. Sam język
stanął jej kołkiem wtedy, gdy spojrzał jej prosto w oczy.
—
Mogę później tego żałować, ale skoro tego pragniesz — wyszeptał. Wcale
nie brzmiał na zrezygnowanego, choć na to wskazywały jego słowa. W jego
głosie słyszała takie ciepło, jakiego chyba jeszcze nigdy od niego nie
otrzymała.
Jeszcze przez chwilę
patrzyli sobie w oczy, gdy on pochylił się ku niej. Pocałował ją. Ten
pocałunek był inny niż ten, który ona zainicjowała kilka chwil
wcześniej. Nie był dziki, nie miał w sobie nic z gniewu czy żadnych
innych negatywnych emocji. Był delikatny, czuły, wręcz słodki.
—
Zdecydowanie ryzykujemy — wyszeptała, gdy delikatnie się od siebie
odsunęli. — W końcu do odważnych świat należy, prawda? — roześmiała się
cicho.
Była szczęśliwa, być może
najszczęśliwsza w całym swoim trzyletnim życiu. Doskonale wiedziała, że
jeszcze wiele przed nimi — teraz jedynie "ryzykowali", lecz jeśli to
ryzyko miało się opłacić, kiedyś powinni stanąć wspólnie u drzwi Alfy,
Mojito i poprosić o wpisanie ich do Wielkiej Księgi jako pary Beta. To
czyniłoby z Concorde'a nowego samca Betę, a Erato, jeśli wystarczająco
długo nad tym myślała, coraz szybciej dochodziło do wniosku, że pies nie
był najlepszym na świecie kandydatem na stanowisko jednego z
przywódców. Może powinni się podzielić tak, że ona zajmować by się miała
ogólną polityką, a on samym wojskiem, którego ważną częścią był już
nawet teraz? Cholera, z czasem powinni się również postarać o
następcę...
Gdyby nie to, że nie chciała odstraszyć Concorde'a, prawdopodobnie przeklęłaby teraz pod nosem.
—
Wiesz, że jeśli się nie pozabijamy, prędzej czy później będziemy
musieli pewnie wykonać kilka kroków do przodu i... że jeśli zdecydujemy
się zostać oficjalną parą, to zostaniesz Betą? — spytała jednak, dość
cicho i z wyraźnie wyczuwalnym wahaniem. Prawdopodobnie tyle by było z nieodstraszaniem go. — Jeśli to za wiele, to oczywiście zrozumiem — uśmiechnęła się gorzko, w duchu już żegnając się z ich chwilowym szczęściem.
Concorde?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz