— Wiem... — mruknął cicho. — Mi jest to łatwiej ukryć. W zasadzie nie muszę się za bardzo wysilać. — dodał po chwili ciszy z jego strony.
— To powiedz mi w końcu co ja mam zrobić? — wysyczała przez zęby. Mojito westchnął w odpowiedzi. Nie wiedział co ma robić, co ma jej powiedzieć.
— Będzie trzeba o wszystkim powiedzieć. O w s z y s t k i m. — przeliterował. Davonna popatrzyła na niego pytająco. — Poszperałem trochę w księgach. Niestety, ale to dziecko nie będzie mogło być dziedzicem. — powiedział, a czarna suczka popatrzyła na niego pytająco. — Już ci tłumaczę. W naszej Wielkiej Księdze jest to dokładnie rozpisane. Co prawda nigdy nie było takiego przypadku, ale alfy były na to bardzo dobrze przygotowane. — zaczął tłumaczyć. Davonna słuchała go zainteresowana. — Nie jest potomkiem pary alfa. Jeśli wiesz co mam na myśli. Potomkowie spoza takiego związku nie są brani pod uwagę. — wytłumaczył, a lekarka skinęła tylko głową.
— Wiesz dobrze, że nie chodzi mi o to by było dziedzicem. — mruknęła podirytowana wypowiedzią białego psa. Mojito skinął głową.
— Domyślam się, aczkolwiek wolałem cię uprzedzić. — uśmiechnął się nieśmiało, a Davonna przewróciła tylko oczyma.
Oboje rozmawiali teraz jak poinformować swoje rodziny, jak przygotować do takiej informacji stado. Mojito najbardziej obawiał się reakcji Hebe. Kochał trójkolorową suczkę, a taka wiadomość mogłaby sprawić, że nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego. Nie mniej bał się też reakcji jego matki. Suka wciąż była załamana po śmierci swojego partnera, a informacja o złamaniu zasad przez jej własnego syna może ją dobić jeszcze bardziej.
Pies widział po minie Davonny, że ona również stresuje się rozmową z bliskimi.
— Jeśli chcesz... — zaczął wolno, by wyrwać suczkę z rozmyślań. — Mogę iść z tobą do twoich rodziców. Poinformujesz ich w moim towarzystwie. — kąciki jego pyska delikatnie drgnęły ku górze.
< Davonna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz