Życie w mieście przez ostatnie parę dni sprawiło, że Mojito nie wyglądał już jak ten sam dostojny przywódca stada. Jego dotychczas biała sierść poszarzała, zapewne od kurzu, który wzniecały ku górze przejeżdżające niekiedy samochody. Oczy psa stały się zupełnie mniej błyszczące, jakby zmatowiały. Od tamtego czasu nie potrafił nic przełknąć, a każde żyjątko, które złapał w swoje łapy, wypuszczał.
Nie wiedział ile jeszcze może tak żyć. Mimo, iż stado potrzebowało przywódcy, on nie chciał tam wracać. Próbował wszystko poukładać sobie w głowie. I dopóki to nie nastąpiło, nie planował wracać do domu.
Instynkt przetrwania okazał się być jednak silniejszy od woli białego samca.
Mojito wyczołgał się spod ławki, pod którą próbował się zdrzemnąć. Niedbale otrzepał się, próbując pozbyć się wszelkiego rodzaju zabrudzeń z sierści. Westchnąwszy ruszył okrężną drogą w kierunku terenów stada. Zdecydował się zahaczyć jeszcze o strumyk, który płynie przy granicy miasta, aby oczyścić sierść.
Mając nadzieję, że nie spotka nikogo po drodze ruszył już dobrze znaną mu ścieżką.
Idąc wolnym krokiem, w zasadzie ciągnąc łapy po ziemi, usłyszał w pewnym momencie znane mu krakanie. Ptak przysiadł na jego grzbiecie.
— Panie, dobrze cię w końcu widzieć. — w jego głosie pies słyszał troskę. Nie odpowiedział jednakże ptakowi. Szedł dalej, mając wrażenie, że idzie wolniej niż do tej pory. — Dobrze wiedzieć, że w ogóle żyjesz. Erato przejęła twoje obowiązki. Ale poinformuję ją, że wróciłeś.
— Nie. — powiedział, chcąc krzyknąć. Brakowało mu jednak na to siły. — Nikt ma nie wiedzieć, że wróciłem do stada, dopóki nie wrócę do formy. — wyjaśnił cicho. Nie usłyszał jednak odpowiedzi ze strony kruka. Uznał to za zgodę.
— Fakt, wyglądasz jak nie ty. — odparł ptak i wzniósł się ku górze, dotrzymując stamtąd towarzystwa samcowi.
W końcu dotarł do znajomego miejsca. Rozlegał się stąd widok na całą wioskę rybacką. Pies zatrzymał się na chwilę na wzgórzu, próbując zorientować się którędy nikt go nie zauważy. Po chwili jednak, gdy łapy zaczęły go bardziej boleć nie interesowało go już czy zostanie dostrzeżony. Wybrał najkrótszą z możliwych dróg.
Jego błękitne, mętne spojrzenie zatrzymało się na przemykającej w cieniu zarośli Hebe. Ich spojrzenia się spotkały. Mojito zastygł w bezruchu, wszystkie jego mięśnie spięły się, powodując ból. On jednak ignorował go.
Suczka wyprostowała się i zdecydowanym krokiem podeszła do alfy. Pocałunek, którym go po chwili obdarzyła był dla niego czymś zupełnie nieoczekiwanym. Momentalnie mięśnie psa rozluźniły się, a jego ślepia zamknęły się, by jak najbardziej móc delektować się chwilą.
Mimo sobie zrobił krok wstecz, odrywając się od pyska trójkolorowej samicy. Mojito przełknął głośno ślinę.
— A co z twoją wolnością? — powiedział cicho, uniósł lekko jedną brew, a na jego pysku pojawił się zadziorny uśmieszek.
< Hebe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz