Od momentu przekazania zwierzchnictwa nad
wojskiem swojej córce, Enyalios rzadko kiedy pojawiał się na
treningach. Ciągnęło go do nich, w końcu przez kilka lat jego życia nie
było treningu, który by opuścił, lecz rozumiał, że jego czas już minął.
Teraz to Erato zasiadała na miejscu, które wtedy zajmował, to ona
pilnowała, by wszystko szło tak, jak powinna. Miał nadzieję, że
pamiętała wszystko, co próbował jej przekazać, gdy udzielał jej swych
nauk, lecz jednocześnie bał się, że nie nauczył jej wszystkiego tego,
czego nauczyć ją był powinien.
Koszary
miały swoją własną atmosferę, której nie miało żadne inne miejsce na
terenach sfory i poza nimi. Już w progu czuć było zapach, którego samiec
sam nie potrafił jednocześnie określić, nazwać. Szybko do jego uszu
dobiegły również odgłosy wydawane przez walczące czy w jakikolwiek inny
sposób ćwiczące psy — okrzyki, stęknięcia, dyszenie. Czuł się tu jak w
domu, być może nawet bardziej niż w posiadłości Bet, którą zajmowała
teraz Erato, może nawet bardziej od chatki, w której mieszkał teraz ze
swoją ukochaną, w miejscu, w którym ona mieszkała, zanim stali się parą.
Na nic nie zdawały się tu próby wmówienia sobie, że dom był tam, gdzie
psy, które kochał. Mimo całej jego przeogromnej miłości do Laverne, dom
był tam, gdzie najbardziej się spełniał, tam, gdzie był najbardziej
dumny z siebie.
— Pamiętasz, jak
Concorde postanowił wybrać się na spacer, a my urządziliśmy wielkie
poszukiwania, obawiając się, że coś mogło mu się spać? — zagadnął do
stojącej na uboczu Erato, swojej przyjaciółki i najbliższej
współpracowniczki.
— Eny! —
westchnęła, najwyraźniej nie tylko zaskoczona jego obecnością w tym
miejscu, lecz także przestraszona przez to, jak odezwał się znienacka.
— Witaj, Erydo — uśmiechnął się delikatnie i stanął u jej boku.
— Przywiało cię w końcu do nas, co? Myślałam już, że na emeryturze zapomniałeś zupełnie o wojsku — wywróciła oczami.
— No wiesz co? — prychnął z teatralnym wręcz oburzeniem. — Jak możesz posądzać mnie o coś takiego?
Roześmiali
się oboje. Może i nie widywali się teraz tak często, lecz wciąż starali
spotykać się raz na jakiś czas poza koszarami, nie chcąc zaniedbywać
tak cennego daru od losu, jakim była ich przyjaźń.
—
Pamiętam — odezwała się po chwili. — Napędził mi wtedy niezłego
stracha. — Jej wzrok powędrował ku synowi, który okładał akurat jedną z
kukieł ćwiczebnych. U jego boku stała Erato i, najwyraźniej, jak zwykle
się o coś kłócili.
— Ciekawa z nich para, co? — zagadnął, zauważywszy, na co patrzy jego towarzyszka.
— Czyli słyszałeś o... o nich? — mruknęła generał, ponownie wbiwszy spojrzenie w emerytowanego samca Beta.
—
Oj tak. Laverne opowiedziała mi o nich z użyciem naprawdę ciekawych
epitetów. Najwyraźniej natknęła się na nich, gdy byli w trakcie jakiejś
randki i nie omieszkała powiedzieć Erato, co o tym wszystkim sądzi. —
Wywrócił oczami.
— Jak rozumiem, nie była zachwycona? — spytała Eryda, mrużąc nieco oczy.
—
To chyba mało powiedziane — prychnął. — Może jednak mówić, co chce, to i
tak nie nasza sprawa. Jeśli się kochają, to niech się kochają,
najważniejsze, żeby byli szczęśliwi — uśmiechnął się delikatnie, przez
chwilę uciekając myślami do początków jego związku z Laverne.
— To samo powiedziałam Concorde'owi — kiwnęła łbem samica, najwyraźniej zadowolona odpowiedzią swojego przyjaciela.
—
Wiesz, że Laverne kiedyś ubzdurała sobie, że Concorde to mój syn? —
prychnął. — Miewa skłonności do... przesadzania, ale i tak ją kocham —
mruknął z pewną dawką czułości w głosie. — I nawet nie wiesz, jak się
cieszę, że najwyraźniej nasze rodziny mają się połączyć za sprawą tej
dwójki — wskazał jeszcze raz na swoją córkę i syna Erydy, którzy mimo
tego, że wciąż się kłócili, zaczęli się do siebie coraz bardziej
zbliżać, a na ich pyskach pojawiły się uśmiechy.
— Ja też, Enyaliosie, ja też — odpowiedziała jego przyjaciółka i uśmiechnęła się szeroko.
Resztę treningu milczeli, lecz wciąż stali bok w bok, rozpamiętując to wszystko, co już minęło, ale miało na zawsze pozostać w ich pamięci, a także zastanawiając się, co miało jeszcze nadejść.
Koniec wątku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz