Zina wsłuchiwała się w słowa
łowczyni z uwagą, co jakiś czas strzygąc uszami, marszcząc brwi czy
poszerzając uśmiech. Zerknęła przelotnie na widok za oknem - wywoływał w
niej mieszankę grozy i zaintrygowania, jednak dla wielu mieszkańców
tutejszego stada stanowił on jedynie szarą, monotonną codzienność.
Żeglarka nie sądziła, by sama zdołała wytrzymać tu zbyt długo, w
odcięciu od świata oraz jego barwnej różnorodności. A co dopiero spędzić
tu całe życie. Drgnęła lekko na tę myśl.
Odnajdywała pomiędzy sobą a Hebe pewną nić połączenia, drobną
analogię pomiędzy ich zupełnie różnymi żywotami. Obydwie urodziły się w
zamknięciu, jako wspaniały dobytek - obdarzona zaszczytnym rodowodem,
odmierzona od linijki Elisa i księżniczka rodu Bet. A jednocześnie każda
pragnęła czegoś zupełnie innego. Chciały żyć. Wyrwać się ze złotej
klatki i wyfrunąć w świat. Mimowolnie poczuła przypływ sympatii wobec
nowo poznanej suczki.
— Dlaczego po prostu nie wyjedziesz? — zapytała, przechylając lekko pysk.
— To nie takie łatwe — młoda łowczyni westchnęła. W jej głosie
pobrzmiewała dziwna bezradność i frustracja, jednak zaraz otrząsnęła się
i ponownie przybrała na pysk uśmiech, tym razem nieco mniej szczodry. —
Może kiedyś — dorzuciła, zaś Zina nie była pewna, którą z nich próbuje
podnieść na duchu.
Borderka zmarszczyła brwi.
— Uratowałaś mi życie — odezwała się nagle. — I jestem twoją dłużniczką.
Hebe zastrzygła uszami z wyraźnym zaskoczeniem. Zamierzała się odezwać, być może zaoponować, jednak została uprzedzona.
— A zatem — żeglarka wyprostowała się na wszystkich czterech łapach,
przybierając wzniosły, oficjalny ton. Uniosła dumnie pysk i przywołała
nań zawadiacki uśmiech. Będąc w pełni sprawności zapewne wskoczyłaby
teraz na stół, by zgodnie ze swoim zwyczajem odstawić małe
przedstawienie. Ograniczyła jednak środki. — Hebe, bogini młodości i
wdzięku, księżniczko rodu Bet i moja wybawicielko, uroczyście przysięgam
ci, że zabiorę cię do Włoch!
Jej przepełniony pasją głos niósł się pośród ścian pomieszczenia
znacznie donośniej, niż przewidywała. Zaraz potem jego miejsce zajął
perlisty śmiech samej borderki, wyraźnie rozbawionej własnym
teatrzykiem, którego, jak się zdawało, nawet ona się nie spodziewała.
Składała w życiu już wiele obietnic, dotrzymywała ledwie niewielkiej
części - była mocna w słowach i pustych deklaracjach. Nigdy nie
przykładała do nich większej wagi, wyrzucała je z siebie pod wpływem
impulsu, dla własnych korzyści czy w przypływie chwili. Teraz jednak na krótko po wypowiedzeniu wiążącego zdania zdała sobie sprawę, że... Chciała wypełnić złożoną przysięgę. Kto wie - być
może kiedyś los jej na to pozwoli.
— Zastrzegam sobie jednak prawo do bezterminowego trwania owej umowy — dodała po chwili, machnąwszy luźno ogonem.
Łowczyni
milczała, wpatrując się uważnie w swego gościa. Przez krótką chwilę
Zina zdążyła poddać właściwy przekaz swych intencji w wątpliwość i
zastanawiać się, czy nie powiedziała czegoś "nie tak". Wtem jednak pysk
gospodyni rozjaśnił szeroki uśmiech, zaś błysk w oczach jedynie
pojaśniał.
— Oczywiście — odparła, wtórując swej rozmówczyni cichym chichotem. — A wcześniej... Opowiedz mi jak tam jest.
— Pod warunkiem, że ty oprowadzisz mnie po tutejszych terenach.
— Zgoda.
Piratka z ochotą spełniła to życzenie. Siedziały razem z domowym
zaciszu, popijając ziołową herbatę i kryjąc się przed panującym za oknem
mrozem, umykając w opowieści o dalekich, gorących lądach. Mówiła,
wydobywając z pamięci każdy, choćby najdrobniejszy szczegół. Skąpane w
słońcu, dzikie plaże ukryte przed ludzkim wzrokiem, których drobny
piasek lśnił pośród promieni niczym szlachetne złoto. Ciepłe przybrzeżne
wody, w których potrafiła godzinami zatracać się, spędzając czas na
słonej kąpieli w oceanicznych odmętach, nurkując pośród ryb i podwodnej flory. Spienione fale, kołyszące statkiem przecinającym srebrzystą,
skrzącą się w świetle taflę. Słodkie owoce, egzotyczne zapachy, śródziemnomorski klimat, tłumy
ludzi i kompletne pustki, drobne psie społeczności, wyprawy na otwarte
wody i ciepło - upał kapiący prosto z ognistego słońca. Chciała zawrzeć
to wszystko w swoich słowach, sprawić, by choć iskierka jej opowieści rozgrzała północne mrozy. Mówiła, aż ich
spragnione wrażeń serca nie płynęły pośród odmętów Adriatyku, ignorując mijający w Norwegii czas.
Hebe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz