Początkowo zamierzała zapewnić Mojito, że załatwi to wszystko sama, że jego towarzystwo nie jest potrzebne. Jednak im bardziej dała się w to wciągnąć, tym bardziej nachodził ją strach przed reakcją rodziców. Niby wiedziała, że Aidan i Estlay nie wyrzekną się jej, gdyby dowiedzieli się o nieodpowiedzialności córki, ale też nie miała pewności, czy na pewno tak nie zrobią. Może mając Mojito u boku, stres aż tak nią nie zawładnie? Mogła spróbować i tak nie miała nic do stracenia, chyba.
Wyraziła zgodę i ogólnie chęci na udanie się wraz z samcem Alfa do domostwa emerytowanej pary Gamma. Droga w odczuciu Davonny ciągnęła się niemiłosiernie, jakby musieli pokonać co najmniej kilkaset kilometrów, aby dotrzeć do celu. W końcu na szczęście znaleźli się u celu.
Stali przed drzwiami, do których lekarka zapukała. Otworzył im rodziciel Davonny, który wyglądał na bardzo uratowanego widokiem swojego młodszego dziecka. Po chwili dopiero dostrzegł towarzyszącego jej Mojito. Samica zauważyła nagłą zmianę w mimice ojca. Po jego szerokim uśmiechu nie było już śladu, patrzył się na nich z dozą niepewności i zakłopotania.
Davonna, chcąc przerwać niekomfortową atmosferę, rzuciła tylko, że musi natychmiast porozmawiać z nim i Estlay. Aidan w mig przyjął ten komunikat do siebie, gdyż zaraz wpuścił dwójkę młodych psów do środka i zaprowadził ich do salonu, samemu znikając na chwilę, aby przyprowadzić matkę Davonny.
Wyraźnie było widać po dawnych Gammach zdziwienie faktem, iż ich córce towarzyszył biały samiec. Usiedli naprzeciwko siebie, a zaraz po tym Davonna, z trudem, wyjaśniła swoją niespodziewaną wizytę i zarazem powód, dla którego u jej boku znajdował się Mojito. Razem z samcem Alfa opowiedzieli, jak doszło do tego wszystkiego.
Aidan i Estlay nie kryli swego szoku, gdy usłyszeli o ciąży córki oraz tożsamości ojca szczenięcia. Niedowierzali, ciągle albo Davonna albo Mojito musieli powtarzać dane zdanie kilka razy, aby wreszcie dotarło do starszych psów.
Ta rozmowa była niezwykle trudna dla Davonny, ale spostrzegła na obliczach rodzicieli pewnego rodzaju radość. Radość z tego, że będą dziadkami, nieważne, jak nieprzychylnie dalej to wyglądało.
Nie wiedziała ile ich dyskusja trwa, ale z każdym kolejnym słowem stres schodził z niej niczym powietrze z balona. Było lepiej niż się spodziewała. Jej rodzice zaakceptowali jej ciążę i zadeklarowali pomoc w zajmowaniu się przyszłym potomkiem.
Rozmowa została zakończona. Davonna i Mojito opuścili dom dawnych Gamm. Wracali przez chwilkę w swoim towarzystwie, lecz rozdzielili się, gdyż czarna samica stwierdziła, iż swego brata powiadomi o swoim stanie jeszcze dzisiaj. Tym razem zamierzała uczynić to sama, wiedząc, że Mojito sam ma przed sobą poinformowanie własnych bliskich, w czym nie chciała mu przeszkadzać.
Powoli do każdego członka stada docierała informacja o ciąży lekarki.
Okres ciąży upłynął dla Davonny spokojnie. Wszystko przebiegało prawidłowo, bez najmniejszych komplikacji. Początkowy strach pozwolił ustąpić radości z tego, co miał przynieść jej los. Cieszyła się na myśl o przywitaniu swojego dziecka, o tym, jak będzie się nim opiekować i otaczać miłością. Pragnęła być dobrą matką, u której jej przyszły szczeniak mógłby zawsze znaleźć w niej oparcie i zrozumienie.
Miała wokół siebie bliskich, którzy wyciągali do niej pomocną łapę. Mogła więc oddać się błogości, jakim było przebywanie w domowym zaciszu i wybieganie planami daleko na przód.
Gdy Davonna zbliżała się do rozwiązania, w ramach bezpieczeństwa przeniosła się do szpitala, aby w czasie porodu pomoc była już na miejscu. Przez ten czas suka stała się bombą zegarową, gdyż każdy skurcz, najmniejszy ból alarmował psy wokół niej.
Myślała, że jest przygotowana na poród, lecz ta pewność prędko od niej uciekła, gdy poród rzeczywiście się zaczął. Jak co dzień przechadzała się po korytarzu, dopóki nie przybyły potężne skurcze, a wody nie odeszły. Z jej pyska wypływały krzyki i jęki, dzięki którym od razu znalazł się przy niej pies z personelu.
Przeniesiono ją na oddział, w którym mogła spokojnie na świat wydać swego potomka. Poród okazał się wielką męczarnią, pełną krwi, bólu i łez. Davonna momentami myślała, że nie dożyje do jego końca.
Ale wreszcie po godzinach katorgi urodziła jedno szczenię płci męskiej. Gdy jej synek zaczął ssać mleko, świeżo upieczona matka opadła z sił, pozwalając sobie na chwilę snu.
Dopiero po jakimś czasie była w stanie przyjrzeć się swojemu dziecku. Uśmiechnęła się szeroko, zaczynając go wylizywać. On był taki piękny i uroczy!
— Nazwę cię Cyklamem — szepnęła.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz