Wyczekując odpowiedzi początkowo myślał, że Koe mogłaby się nie zgodzić na wspólny patrol terenów. Nie poczułby się urażony taką decyzją, skądże! Jeżeli brązowo-biała samica jutrzejszego dnia nie byłaby w stanie wziąć w nim udziału przez natłok innych spraw, czy też z powodu braku chęci, Cheo nie żywiłby do niej żadnego urazu.
Ku ucieszeniu samca, pielęgniarka zgodziła się mu towarzyszyć w jutrzejszej czynności. Miał nadzieję, że dzięki ich wspólnej współpracy uwiną się z tym znacznie szybciej, niż obrońca miałby patrolować w pojedynkę.
— O której i gdzie mam przyjść abyśmy mogli wyruszyć? — padło dość istotne pytanie.
— Rano, przy mojej chacie — prędko przybył z odpowiedzią. Chwilkę panowała między nimi cisza, a gdy samiec spostrzegł jej pytające spojrzenie, zrozumiał, o co może chodzić.
— A no tak! Musisz przecież wiedzieć, gdzie mieszkam — zaśmiał się z własnego zaniedbania. — To czerwona chatka, średniej wielkości, znajduje się najbliżej siedziby Alfy — starał się opisać najdokładniej, jak był w stanie miejsce swego zamieszkania. — Będę czekał na zewnątrz, więc myślę, że nie będziesz miała z tym problemów.
— Jasne, rozumiem — odrzekła sympatycznym tonem, uśmiechając się delikatnie.
— To dobrze — również się uśmiechnął, machając delikatnie ogonem. — W takim razie czas już na mnie. Do jutra — dodał, wychodząc ze składzika.
— Do zobaczenia — usłyszał za sobą.
Cheops odwrócił na chwilę łeb, by ujrzeć swoją nową znajomą, po czym ruszył dalej, opuszczając budynek.
Kolejny dzień w odczuciu obrońcy nastał stosunkowo szybko. Leniwie powstał ze swojego łoża, kierując łapy do kuchni. Szybko spożył posiłek, tradycyjnie składający się z samych ziół. Chwilkę porozciągał mięśnie, będąc już gotowym do wykonania swojego obowiązku.
Wyszedł przed chatkę, zostając powitanym przez ciepłe promienie porannego słońca. Usiadł na trawie, która połaskotała delikatnie jego kończyny. Wciągnął powietrze, wyczekując swojej przyszłej towarzyszki. Miał tylko nadzieję, że Koemedagg zechciała wstać o takiej porze. Chociaż tak naprawdę nie miałby jej tego za złe. Jemu samemu czasami ciężko się wstawało o takiej, a nie innej godzinie, więc jak najbardziej zrozumiałby Koe, gdyby nie stawiła się z tegoż powodu.
Jak się zaraz okazało, podpalany samiec nie czekał zbyt długo, ponieważ w oddali dostrzegł znaną mu już postać o brązowo-białej sierści, która powolutku zmierzała w jego stronę. Na jego pysk wpełzł uśmiech, gdy podniósł się z ziemi, z zamiarem zbliżenia się do pielęgniarki.
Kiedy znalazł się dostatecznie blisko, by mieć pewność, że miał przed sobą młodą pielęgniarkę, zdecydował się odezwać:
— Witam w tak piękny poranek — rzekł wesoło.
Koemedagg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz