Po swojej krótkiej wyprawie wróciła do codzienności. Poranne dyżury, kontrola pacjentów i samego szpitala - to była jej normalność, której brak odczuwała podczas przebywania kawał od znanych terenów sfory. Jak zwykle wstała wcześnie i spokojnym krokiem przechadzała się po terenie szpitala wykonując swoje obowiązki tak jak zawsze. Kiedy wchodziła do swojego gabinetu by zgarnąć przydatne zioła i przenieść je do wspólnego pokoi dla reszty personelu, usłyszała za sobą czyjś głos i kroki. Gdy się odwróciła, miała za sobą sporego psa, a dokładnie strażnika. Niedawno bowiem dołączył do sfory i osiadł na tym stanowisku tym samym niewątpliwie zdejmując część ciężaru z barków Cheopsa. Posłała mu lekki uśmiech i bez wahania odezwała się z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na mordce. Czyżby coś się stało?
— Czy mogę ci w czymś pomóc? — zapytała łagodnie na co samiec westchnął i niechętnie odpowiedział:
— Skaleczyłem się.
— Niestety w tym momencie wszyscy lekarze są poza szpitalem, ale jeżeli odpowiada ci, że jestem pielęgniarką... — zaczęła powoli, zaczynając rozglądać się dwubarwnymi ślepiami po gabinecie, jakby w poszukiwaniu odpowiednich lekarstw co do opatrzenia skaleczeń. Co prawda, jako pielęgniarka również była do tego kompetentna; zajmowała się bowiem zmianami opatrunków i miała wiedzę co do zachowywania się przy ranach. Na ziemie jednak sprowadziły go bulgotliwe słowa samca:
— Nie obchodzi mnie to, kim jesteś. Zależy mi jedynie na dobrym opatrzeniu.
— Och. — Koe nieznacznie się skrzywiła i westchnęła, po chwili posyłając psu łagodny uśmiech i skinieniem głowy zachęciła go do wejścia w głąb pokoju. — Dobrze. Zapraszam do środka.
Mruknęła i zrobiła miejsce dla strażnika, biorąc potrzebne rośliny i powoli położyła je na małym stołku obok miejsca gdzie też przysiadł mieszaniec.
— Pokaż łapę. — poprosiła spokojnie, a kiedy ten wykonał polecenie przyjrzała się wbitemu w łapę cierniowi. Nie było to nic poważnego, aczkolwiek cierń wbił się naprawdę głęboko w poduszkę psa. Poza bólem nie powinno być żadnych skutków ubocznych jak ranka zostanie szybko i sprawnie oczyszczona, a o to Koemedagg już zadba. Przymknęła lekko ślepia jeszcze chwilę przyglądając się rance, po czym przeniosła swoje pogodne spojrzenie na skwaszoną mordkę swojego pacjenta. — Będzie trochę bolało. Cierń wbił się dosyć głęboko, jednak nie pozostanie po nim nawet malutka blizna — zapewniła, na co dostała kolejną, burkliwą i ponaglającą odpowiedź strażnika:
— No to na co czekasz? — burknął, zaciskając szczękę. — Sam mam sobie go wyjąć?
— Jeżeli nie będziesz się wiercił, z pewnością szybko sobie z tym poradzę. — mruknęła i poruszyła nieznacznie uszami. Miała do czynienia z kimś, kogo z pewnością szło nazwać gburem. Nie pierwszy raz musiała się z kimś podobnym użerać, dlatego też zachowanie Svena nie robiło na niej wielkiego wrażenia. Dalej była spokojna, a na jej drobnej mordce jawił się pogodny, lekki uśmiech. Widząc jak ten spina mięśnie, najdelikatniej jak mogła dotknęła własnymi łapami jego łapy z cierniem w poduszeczce.
— Rozluźnij się. — szepnęła łagodnym i kojącym głosem, nachylając się nad jego łapą by chwycić w zęby cierń. Wtedy też poczuła na sobie pogardliwe spojrzenie psa, chociaż niewiele sobie z niego robiła tak naprawdę. Szybkim ruchem chwyciła cierń i...Bez zbędnego wahania wyjęła go z poduszeczki, kładąc go na szafeczce i równie sprawnie przechodząc do wylizywania powstałej ranki.
— I po krzyku — zaśmiała się lekko pod nosem zaczynając robić opatrunek po tym jak dokładnie wyczyściła malutką rankę, która chwile po tym jak wyjęła cierń zaczęła nieznacznie krwawić.
— Przyjdź jutro na zmianę i kontrole opatrunku. Najlepiej abyś dzisiaj już nigdzie dalej nie wychodził, aby nie uszkodzić opatrunku. — zaleciła, odsuwając się i zbierając wyłożone rośliny, które ostatecznie się nie przydały w takiej ilości jak założyła. Będąc tyłem do pacjenta, lekko się ku niemu odwróciła i zerknęła kątem swojego złotego ślepia w jego kierunku. — Sven, mam racje?
[ Sven? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz