Od Amaris CD. Koemedagg

     Skąd te dziwne głosy? Dlaczego akurat jaskółka? Nadchodzi wiosna? Wyczułam zaburzenie energetyczne... Czy to ma związek z...? Głowa Amaris wypełniona była wieloma myślami - żadna z nich jednak nie dotyczyła bezpośrednio pielęgniarki. Słuchała wyrzucanych przez nią słów jednym uchem, poświęcając im minimalną ilość uwagi. Podświadomie nie chciała wyjść na osobę pozbawioną podstawowej kultury osobistej w oczach współpracowników, jednak nieszczególnie miała ochotę na wymuszoną integrację. Zdawało się, że wyraźnie ustaliła swój stosunek odnośnie chęci rozmowy. Myliła się, sądząc po niezamkniętym pysku samicy, która wciąż z jakiegoś powodu obecna była przy jej boku. Zielarka powstrzymała się przed dosadniejszym przedstawieniem swojego stanowiska jedynie przez krótką wzmiankę o roślinach. 
     – Doprawdy? – prychnęła, jednak przez spokojny, naturalnie łagodny ton głosu wypowiedź nie została odebrana jako złośliwy atak. – Ciekawe gdzie – mruknęła, niby mimowolnie wyglądając za okno.
     Świat skąpany był w bieli. Gruba warstwa śniegu kryła pod sobą naturalny krajobraz, niczym wełniana kołderka. Porównanie słodkie, lecz, mimo że w istocie chroniła ziemię przed siarczystym mrozem, użyte znacznie na wyrost i niezbyt adekwatne. Wszystko zdawało się być jednolite, puste i ciche. Stalowoszare chmury rozciągały się na niebie, pozbawiając rzeczywistość ostatniej krztyny koloru w postaci czystego błękitu czy złocistych promieni. Choć w położonych niżej rejonach półkuli północnej wraz z nadejściem marca rozpoczynała się wiosna, tu, na odległych krańcach Norwegii, zima panowała znacznie dłużej i ani myślała wypuszczać ze swych szponów pogrążonego w mroźnym letargu świata. Nawet, jeśli w przypływie pełnego nadziei impulsu, powodowanego chwilowym podwyższeniem temperatury, z ziemi wyłoniły się pierwsze, nieśmiałe roślinki, umierały jeszcze tej nocy.
     – Na polanie, niedaleko – odparła Koe, wyraźnie zadowolona z dalszej rozmowy; wydawało się, że nie wyłapała kąśliwego wydźwięku słów brązowo-białej suki. – Jeśli chcesz, mogę cię tam zaprowadzić – zaoferowała dobrodusznie. 
     Amaris obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem. Jedyne kwiaty, jakie miały prawo istnieć w tym momencie, to te zasuszone i jeden błękitny, zaklęty w przeźroczystej żywicy i wiszący w postaci medalionu na jej szyi. Nie wątpiła jednak, że gdzieś tam, gdy w ostatnich dniach mróz odpuścił na krótką chwilę, mogły wyłonić się drobne pędy. Nie po tym, jak w trakcie ostatniej wyprawy widziała cuda Matki Natury na własne oczy. 
     – Nie, dzięki. Mam ziół pod dostatkiem – oznajmiła mrukliwie. – Przyszłam tu tylko dostarczyć leki które sporządziłam. Są już na miejscu, poinformowałam Maerose. Właśnie zbierałam się do wyjścia.
     – Mogę cię odprowadzić – zaproponowała suczka z pogodnym uśmiechem. Nie należała do tych, którzy łatwo się poddają, co? – Chętnie się przespaceruję.
Zielarka z trudem powstrzymała się od westchnienia, jednak postanowiła docenić dobre intencje zanadto empatycznej pielęgniarki. Nie zaszkodzi spędzić chwilę w czyimś towarzystwie. 
     – Właściwie też z miłą chęcią wybiorę się na dłuższą przechadzkę – oznajmiła; starała się dobrać pogodny ton oraz możliwie sympatyczne brzmienie słów. 

[ Koe? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette