Uśmiechnęła się przelotnie, efemerycznie, niepewna jak
inaczej miałaby zareagować na słowa samca. Nie była przyzwyczajona do tak uczuciowych
rozmów między nimi, nie wiedziała jak ma się zachować, cieszyła się jednak, że
sama jej obecność jest w stanie ukoić ból Mojito, chociażby w małym stopniu.
– Herbata brzmi dobrze – mruknęła łagodnie i popatrzyła za wychodzącym z salonu
psem.
Zupełnie inny wybór w porównaniu do ostatniej wizyty w domu Alfy, kiedy to spożywała
alkohol.
– Smak jest mi obojętny – dodała jeszcze, nieco głośniej, aby mógł ją usłyszeć.
Wzięła głębszy wdech i zgarbiła się lekko. Odejście emerytowanego samca Alfa
utwierdziło ją tylko w przekonaniu, że powinna czerpać z życia garściami, bez
ograniczeń, bowiem każdy kiedyś wpadnie w szpony śmierci. Nie chciała żałować,
że czegoś nie zrobiła.
Wlepiła spojrzenie w przygasające w kominku płomienie, a chwilę później w
pomieszczeniu pojawił się jej przyjaciel. Zerknęła na niego, po czym przyjęła
od niego kubek z parującym napojem.
– Z suszonej pomarańczy. Dostałem od Ezechiela,
są tutaj rzadkie – wytłumaczył i usiadł obok łowczyni.
– Uu – mruknęła i uniosła z
zafascynowaniem brwi. – Egzotycznie – stwierdziła, po czym ostrożnie, uważając,
żeby się nie oparzyć, upiła łyk naparu.
Pokiwała głową z uznaniem i wymruczała pod nosem pochwalne słowa.
– Chciałabym kiedyś zobaczyć śródziemnomorski
kraj, tak a propos egzotyki. Jak Włochy. Chyba imię Beatrice jest włoskie,
prawda? Ślicznie brzmi. Ale nie sądzę, żeby to kiedykolwiek się udało –
położyła po sobie uszy, przeniosła spojrzenie bursztynowych ślepi na samca i przystopowała
ze swoimi rozmyślaniami. – Wiesz, Mojito, nie musisz przy mnie udawać. Nie
musisz mnie obsługiwać, choć jestem wdzięczna za herbatę, nawiasem mówiąc.
Możesz po prostu odpocząć i niczym się nie martwić.
– Może kiedyś uda ci się odwiedzić Włochy. – rzucił, wpatrując się w parującą zawartość
swojego kubka. – W końcu niemożliwe nie istnieje, co?
Zdawało jej się, że celowo zignorował temat swojego samopoczucia, postanowiła
jednak nie drążyć sprawy. Łatwiej mu będzie odwrócić myśli od żałoby, kiedy nie
będą o niej bez przerwy rozmawiać.
Niemożliwe nie istnieje.
Czasem istniało.
– Wyjdzie w praniu – odpowiedziała w końcu i uśmiechnęła się półgębkiem. – Mimo
że chciałabym zobaczyć choć kawałek świata, Norwegia w ewentualności mi
wystarczy. Jest całkiem urokliwa – zastrzygła uszami.
Psy z przywództwa, jak Mojito czy jej własna siostra, zapewne nie miały co
myśleć o podróżowaniu, o którym marzyła Hebe – ich miejsce było tutaj. Młoda
łowczyni cieszyła się, że urodziła się jako drugie z dzieci Laverne i Enyaliosa,
co z miejsca uczyniło ją wolną. Od dziecka wiedziała, że bycie następcą, a
później samą Betą, zniewoliłoby i złamało jej nieposkromioną duszę. Byłoby
wbrew jej naturze. Dlatego też, ku zdziwieniu niektórych, nigdy nie czuła
zazdrości wobec Erato. Wręcz czasem jej współczuła. Władza i zobowiązania jakie
się z nią wiązały, kojarzyły się Hebe z więziennymi kratami.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz