Zlustrowała
samca z zainteresowaniem, po czym zatrzymała wzrok na jego pysku.
Napotkała się na niego przypadkiem, wiedziała jednak o jego obecności w stadzie,
nie była więc zdumiona. Po pierwsze plotki tutaj szybko się rozchodziły, a po
drugie jej siostra i przyjaciel należeli do przywództwa, toteż Hebe zawsze była dobrze
poinformowana ku radości jej ciekawskiego usposobienia.
– Wygrałaś – zauważył, popatrzywszy na stos jej zdobyczy.
– Jak widać – rzuciła w odpowiedzi i zastrzygła uszami.
Wynik rywalizacji, której się podjęła, był jej obojętny. Nie wątpiła w swoje
umiejętności, szlifowała je bowiem od dzieciństwa, ale jednocześnie
respektowała nieznane jej jeszcze możliwości przeciwnika.
– Nie lubię marnować jedzenia, wiesz? – skinęła głową na martwą zwierzynę. – Może
zanieślibyśmy te zdobycze do spichlerza, żeby psy, nieumiejące samodzielnie
polować, mogły z nich skorzystać? – mruknęła z nutką uszczypliwości i
uniosła brwi.
Starszy od niej, jak zdołała stwierdzić, samiec zmarszczył nos i prychnął.
– Upolowane przeze mnie zostają ze mną – z jego gardła wydobył się cichy
warkot. – Poza tym chciałbym zjeść – łypnął na nią spode łba, po czym usiadł i
zgarbiony chwycił jednego z zająców leżących na jego kupce.
– Okej, okej – Hebe przysiadła na zmarzniętej ziemi i zainspirowana nietypowym
osobnikiem przekrzywiła głowę, przyglądając się mu. – Poczekam – dodała zdecydowanie.
Większość psów ze stada była pokojowo nastawiona do jego członków i rozumiała
ideę współpracy, tak więc zachowanie Svena wydawało jej się nietypowe. Owszem,
spotkała się już z agresywnymi czy gburowatymi osobnikami, zazwyczaj miało to
jednak miejsce w mieście.
Jak bardzo los musiał go skrzywdzić?
Westchnęła lekko, po czym, nabrawszy apetytu po chwilowym obserwowaniu
jedzącego samca, oderwała sobie kawałek mięsa z boku upolowanej kaczki. Co
chwila plując piórami, powoli pochłaniała posiłek, zerkając od czasu do czasu
na towarzysza.
– Cholera – wydusiła z siebie w pewnym momencie, próbując pozbyć się z pyska
opierzenia swojej ofiary.
Sven uniósł łeb znad zajęczego truchła i spojrzał na nią z malującym się na
pysku zażenowaniem. Zmrużyła ślepia i wpoiła w niego swoje spojrzenie.
– No i na co się tak patrzysz? – zagaiła ostrzej, niż zamierzała, ale już po
chwili rozbawienie rozjaśniło jej oblicze.
– Na twoje nieudolne próby spożycia kaczki – mruknął oschle. – Dlatego nie
poluje się na ptaki.
– Och, widzę, że mam do czynienia ze znawcą, huh? – zadarła wojowniczo
podbródek, a jej ślepia wciąż świdrowały mieszańca.
Kłapnął zębami i nie odpowiedziawszy, dokończył swój posiłek, podobnie jak
łowczyni. Oblizała pysk z krwi, aby następnie oczyścić z niej przednie łapy, po
czym podniosła się z ziemi i zakopała płytko w gruncie kości ptaka.
– Idziemy? – wyprostowała się. – Czy też może wcale nie masz ochoty mi pomóc?
Sven?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz