— Co teraz? — Cheops mógł usłyszeć cichutki, przestraszony głos dochodzący od nieco skulonej Koe, której nawet nie śniło się teraz udawanie nieustraszonej. Bała się, bała jak nigdy! Tym bardziej, że miała przed sobą prawdziwe zagrożenie, a nie jedynie figiel własnej wyobraźni o czym miała się niedługo przekonać. Zawiesiła spanikowane spojrzenie na swoim towarzyszu.
— Na razie obserwujemy. Jeżeli będzie potrzeba, dam ci znak do ucieczki — wyszemrał najkrócej jak mógł.
— A ty? — mruknęła z niepokojem, lekko obniżając się na łapach, tym samym pochylając łeb. Nie wiedziała co teraz bardziej ją przerażało: spotkanie z wilkiem, czy świadomość możliwego zostawienia Cheopsa z nim sam na sam. Zagryzła dolną wargę bijąc się w tym momencie z myślami, a jej spojrzenie co chwile uciekało na alarmująco szeleszczące krzaki przed nimi,
— Jestem obrońcą, poradzę sobie — mruknął jakby doskonale widząc wahania suni, lecz ta nie była tym przekonana. Czuła piekące rozbicie, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że na niewiele mogła mu się zdać podczas walki. Miała kły, jednak nijakie wykształcenie w tym temacie. Była pielęgniarką, nie sanitariuszką przygotowaną na działanie w stresie podczas walki. Mimo to dalej coś nie pozwalało jej zostawić tutaj psa na pastwę możliwie agresywnego wilka. Milczała, a obrońca po chwili dodał:
— Nie mogę pozwolić, aby spotkała cię krzywda.
Na te słowa otworzyła nieco szerzej dwubarwne ślepia już chcąc coś dodać jednak do jej uszu dostał się dźwięk wyraźnie pękających gałązek. Przekierowała spojrzenie przed siebie i dojrzała postawną sylwetkę rosłego basiora, który...Na pewno nie był słabym, niegroźnym przeciwnikiem. Zastygła w bezruchu wpatrując się w wyraźnie zdezorientowanego widokiem jaki dojrzał, wilka. Przez moment miała wrażenie, że jej serce przestało bić a czas się pomiędzy nimi zatrzymał gdy wszyscy patrzyli na siebie. Wtedy też dojrzała charakterystyczną, zaczynającą się na mordce wilka siwiznę wskazującą na jego już raczej podeszły wiek, który na ich nieszczęście nie szedł w parze z niegroźną aparycją. Bezpieczna bańka milczenia jednak prysła gdy basior uniósł wargi odsłaniając kły, a z jego pyska wydobył się ostrzegawczy warkot jednak wilk ani drgnął. Wtedy do nozdrzy pielęgniarki doszedł jeszcze inny, bardziej znany jej zapach: rana, a raczej nieprzyjemny swąd zakażenia. To jakby wybudziło ją z przerażonego paraliżu przez co powoli zamrugała, a jej spojrzenie zaczęło jeździć po sylwetce napotkanego stworzenia jakby szukała paprzącej się rany.
— Jest ranny. — mruknęła odzyskując nieco siły we własnych łapach i powoli się wyprostowała.— Czuje zanieczyszczoną ranę. Musi być zestresowany i... — starała się myśleć trzeźwo bo mimo chwilowego rozjaśnienia umysłu, widok obnażonych, wilczych kłów wcale nie pomagał jej w logicznym myśleniu. Przełknęła ciężej ślinę i dodała jeszcze ciszej, a jej głos przynosił na myśl bardziej ciepły, letni wiaterek niż coś, co mogłoby kogoś przestraszyć czy sprowokować:
— ...zdesperowany.
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz