Sven nigdy nie słynął z cierpliwości, ale, trzeba przyznać, wyjątkowo długo starał się zignorować bezsenność w nadziei, że odejdzie. Niestety próby zlekceważenia zakłóceń snu okazały się płonne i samiec nie mógł już tego wytrzymać.
Początkowo chciał udać się do szpitala, tak, jak zrobiłby to prawdopodobnie każdy obywatel Północnych Krańców, lecz przypomniał sobie niemiłe wydarzenie sprzed kilku dni, które znacząco powstrzymywało go przed zwróceniem się do personelu medycznego. Słyszał jednak całkiem niedawno o młodszej od Svena, zachwalanej przez wiele psów zielarce, która znakomicie znała się na ziołach i roślinach, i właśnie ją postanowił odwiedzić.
Domek, w którym mieszkała Amaris, był chyba najmniejszym budynkiem w całej wiosce, w dodatku znajdował się na uboczu, z dala od innych chatek. „Idealne miejsce dla każdego, kto lubi babrać się w suszonych kwiatkach”, pomyślał samiec, wspomnieniami sięgając do czasów, kiedy mieszkał w górach. W rodzimym klanie jedno z ważniejszych miejsc w hierarchii zajmowała szamanka, której legowisko było znacznie oddalone od innych posłań i zawsze niosło ze sobą silną woń ziół. Czy w tej sforze było tak samo?
Kiedy dotarł na miejsce, zauważył krzątającą się przed chatką smukłą postać o długiej sierści w kolorze brązu i bieli. Mieszaniec szczeknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę zielarki. Udało się — suczka zastrzygła uszami, odwróciła się i wbiła wzrok w nieznajomego.
— Amaris, tak? — Gdy samica przytaknęła, kontynuował: — Potrzebuję czegoś na bezsenność.
Amaris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz