Pokryta poranną rosą trawa muskała sierść Svena, kiedy przemykał między drzewami. Chmury rozeszły się i odsłoniły blade niebo oraz słońce, które, choć wzeszło już kilka godzin temu, wciąż dawało mało ciepła.
Samiec przystanął, pociągnął nosem i zamruczał, gdy został zalany mnóstwem zapachów skrytej w poszyciu zwierzyny.
W pewnym momencie dostrzegł wróbla, małego ptaszka o brązowym karku, szarym dziobie oraz brzuszku. Oblizał się i, z nosem przy ziemi, powolnym, miękkim krokiem ruszył w kierunku przyszłej zdobyczy. Wyobrażał sobie, jak ciepła ciecz skapuje z jego pyska, a brzuch wypełnia świeże, delikatne mięso.
Machnął łapą w celu przygwożdżenia wróbla do ziemi, lecz ten niespodziewanie poderwał się i odleciał, spłoszony czyimś szczeknięciem.
— Dobrze ci tak, kupo pierza! — Zdezorientowany mieszaniec rozejrzał się. Dlaczego nie mógł zlokalizować właściciela głosu? — Ha, widziałeś to?
Opuścił łeb i kilkukrotnie zamrugał, chcąc upewnić się co do tego, że to, co właśnie widzi, naprawdę istnieje. Przed samcem stało niskie, długie stworzenie o krótkich łapach, dużych, okrągłych uszach i czarnych, uważnie taksujących go ślepiach.
— Widziałeś to, co zrobiłam? — powtórzyła suczka, merdając ogonem.
— Jak mogłem nie widzieć, skoro zamierzałem zabić tego wróbla? — burknął. — Spłoszyłaś moje śniadanie.
— Śniadanie? — Nieznajoma parsknęła. — Nawet ja bym się czymś takim nie najadła, a przecież jestem od ciebie mniejsza!
— Najwidoczniej brzuch masz większy od mózgu.
Samica zamilkła na moment, a Sven był pewien, że już więcej się nie odezwie. Corgi faktycznie nie odpowiedziała, lecz zamiast tego podskoczyła do mieszańca i wbiła ostre kiełki w jego puchaty ogon.
— Puść mnie! — warknął, jeżąc sierść na grzbiecie.
Hiekko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz